Ludzie

Jan Nowicki. Bez teatralnej maski, czyli krótka rozmowa z mistrzem

Tekst: Ewa Krokosińska-Surowiec, zdjęcia: archiwum Jana Nowickiego, Henryk Polak |

Ewa Krokosińska-Surowiec: Od pewnego czasu zajmuje się pan również pisaniem. Pisze pan książki. Przyznam, że po przeczytaniu pana trzech książek byłam zaskoczona, zachwycona i poruszona…
Jan Nowicki: ?
Ewa Krokosińska-Surowiec: …lekkością pióra, zabawną fabułą, pełną ciepła mądrą treścią, jak w książce „Białe walce”, wzruszającą historią przyjaźni z „Między niebem a ziemią” zawierającą pana listy do Piotra Skrzyneckiego i od niego do pana. Także pouczającą treścią książki pod przewrotnym tytułem „Mężczyzna i one”. Prawdą pokazaną w tej książce w sposób dowcipny, czasem prosto z mostu, żeby nie powiedzieć – prosto w twarz kobietom, ale jednak ze smakiem, z dużą wrażliwością. Choć, co jest oczywiste, prawdą pokazaną z męskiego punktu widzenia. Muszę się przyznać, że te książki przeczytałam jednym tchem. Zresztą książkę „Mężczyzna i one” poleciłabym jako obowiązkową lekturę wszystkim paniom w każdym wieku. Czym jest pisanie w porównaniu z aktorstwem?
Jan Nowicki: To ciekawe pytanie. Aktorstwo, tak jak pisanie, wymaga dialogu. Wyczucia dialogu. Poprzez dialog, rozmowę, zarówno pisarz, jak i aktor opisuje świat i wyraża swój stosunek do niego. Toteż pisanie jest aktorskie, jest podobne do aktorstwa. Mój kolega poseł powiedział mi kiedyś: „Piszesz takie tam listy. To nie jest pisarstwo. Książkę napisz”. „A co to jest książka dla ciebie?”. „No, żeby były dialogi, opisy przyrody”.
To napisałem „Białe walce”. Pokazałem, że książkę też potrafię napisać.
Tak pisanie, jak i aktorstwo wymagają obserwacji, umiejętnego podpatrywania ludzi i wykorzystania tych obserwacji na scenie i w książce. Ja mówię oczywiście o prawdziwym aktorstwie, o prawdziwym aktorze tej rangi co Gustaw Holoubek, Władysław Kowalski. Nie o takim co to nauczył się tekstu na pamięć i mówi, że aktor.
Ewa Krokosińska-Surowiec: Ale wróćmy do pisania. Czym jest dla pana pisanie?
Jan Nowicki: Pisanie jest boskie. Daje nieograniczoną możność tworzenia. Dziś mogę być liściem, psem, kobietą. Kim zechcę.
Ewa Krokosińska-Surowiec: Mistrzem Serafinem…
Jan Nowicki: Tak, oczywiście. Pisanie jest bardzo, ale to bardzo trudnym zajęciem. Pisanie jest też zabijaniem samotności. Jeżeli miałem takiego posła Piętę, panią Stasię, to nie potrzebowałem innego towarzystwa. Wspaniale czułem się w ich obecności. Doskonale się razem bawiliśmy. Pisanie jest szukaniem partnera do rozmowy. Przez rok spotykałem się z moimi bohaterami i rozmawiałem z nimi. Trzeba też powiedzieć, że literatura jest pierwszą ze sztuk. Apeluje do naszej wyobraźni, uczy myślenia. Ludzie przez to, że nie czytają, przestali się sposobić do myślenia. Teraz czytanie męczy, dlatego też myślenie męczy.
Ewa Krokosińska-Surowiec: Pisanie, aktorstwo, wszelka twórczość narażona jest na presję, krytykę odbiorcy, widza, czytelnika…
Jan Nowicki: Jest to oczywiste. Widz ma prawo do oceny po kupieniu biletu. To jest jego święte prawo. Artysta jest skazany na wyrok publiczności. Zresztą gwizdy wcale nie są gorsze od ciszy na widowni, bo cisza może oznaczać, że publiczność śpi. Dlatego tworząc, trzeba być wiernym samemu sobie. Bo jak sobie wyobrażę, że taki artysta, który wydobył na światło dzienne to, co robił, tworzył gdzieś w ukryciu i jeszcze nie był w tej swojej twórczości wierny sobie, nie był ze sobą szczery, a na dodatek to się nie spodobało, bo mogło się nie spodobać, to nie chciałbym być w jego skórze. Ja zawsze starałem się być szczery w tym, co robię. Moja zwyczajna uczciwość nakazywała mi być przyzwoitym artystą. Dobrze jest, kiedy artysta jest też człowiekiem.
Ewa Krokosińska-Surowiec: Pan nie tylko pisze. Jeździ też pan dużo po Polsce i spotyka się ze swoimi czytelnikami, a także przedstawia swój spektakl „Co może jeden człowiek” („Co może jeden człowiek” – spektakl teatralny, poetycko-muzyczny, poświęcony Janowi Pawłowi II, opracowany i wyreżyserowany przez Jana Nowickiego, z muzyką Cezarego Chmiela, Marka Stryszowskiego, Jacka Kaczmarskiego oraz poezją Jana Pawła II, ks. Jana Twardowskiego, Bolesława Leśmiana, Jana Nowickiego, Jacka Kaczmarskiego, Czesława Miłosza – przyp. red.). Czy nie powinien pan już tylko „elegancko odcinać kupony”?
Jan Nowicki: Nie odcinam kuponów. Konduktor odcina kupony. Oczywiście kiedyś tak żartobliwie mówiłem, myślałem, że teraz pozostało mi tylko eleganckie odcinanie kuponów. Nie, jakie kupony? Pani raczy żartować. Staram się po prostu normalnie żyć i uczciwie pracować. Uważam, że to jest mój obowiązek. Jeżdżę z zespołem znakomitych muzyków i prezentujemy ten spektakl. Zresztą nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Teraz stało się to, co jest normalne w normalnej rzeczywistości. Teraz widza się szuka. Trzeba do niego dojechać. Tylko w komunizmie władza rozpieszczała artystów, bo byli jej potrzebni. Pamiętam, jak w latach 70., kiedy przebywałem u mojego przyjaciela we Włoszech, spotkałem znakomitego włoskiego aktora Vittorio Gassmana, który jeździł po Italii i występował na włoskiej wsi, przedstawiając sonety Petrarki. W normalnej rzeczywistości taka działalność jest czymś naturalnym. Jest to tak naprawdę idea teatru wędrownego, mającego swoje korzenie w teatrze elżbietańskim.  Obowiązkiem artystów, ludzi kultury jest, żeby dotrzeć do odbiorcy. Choć widownia teraz nie jest łatwa. Jest zepsuta tą papką telewizyjnych seriali.
Ewa Krokosińska-Surowiec: Pana życie wystarczyłoby, żeby obdzielić nim kilku ludzi.  Zagrał pan setki dobrych ról. Czy coś jeszcze pozostało do zrobienia?
Jan Nowicki: Nie zgadzam się.  Ja tak nie patrzę. Nic, co zrobiłem, nie spotkało się z moją akceptacją.  Zresztą to wyniosłem ze starej szkoły Starego Teatru. Z czasów Swinarskiego, Wajdy, Jarockiego.  My zawsze analizowaliśmy, co by należało zrobić lepiej, co należy poprawić.  Nigdy też nie zrobiłem nic, żeby przypodobać się widzom. Zresztą tak jak kobietom.  Sam się dziwię, że zostałem aktorem. Poczucie niespełnienia leży u podstaw inteligentnego człowieka.
Ewa Krokosińska-Surowiec: O co tak naprawdę chodzi w życiu?
Jan Nowicki: Żeby nie być podłym człowiekiem, żeby zostawić świat odrobinę lepszym. Żeby wejść do jeziora… O proste rzeczy.
Ewa Krokosińska-Surowiec: Czym jest starość?
Jan Nowicki: Starość jest normalną koleją życia. Jest to tak samo ważny i wartościowy okres w życiu jak każdy inny, pod warunkiem że to życie miało sens. Nie jest ważne – młody czy stary. Jesteśmy korowodem ludzi. I nie ma to najmniejszego znaczenia, jakich ludzi. Starych, młodych… Każdy jest książką. Chodzi jednak o to, żeby być bardziej Dostojewskim. Oczywiście jeżeli młody uważa, że ma całe życie przed sobą, to jego zbójeckie prawo młodości. Ale może być wypadek, choroba. I koniec. Jeżeli zaś stary gra rolę autorytetu, mędrca, to jest idiotą. Bo wszystko już i tak zostało właściwie powiedziane. Każdy jest tylko cząstką zasadniczej części.  Trzeba być samokrytycznym. Nie żeby pogardzać sobą, ale żeby być samokrytycznym. Każda inteligentna jednostka jest samokrytyczna. Nie może być wyższości starych nad młodymi. I odwrotnie. A nie, żeby było tak, że idę do sklepu i chcę kupić marynarkę, a tu jakiś palant mi mówi, że nie ma dla mnie marynarki, że mam się odchudzić. Co go to obchodzi. Jego psim obowiązkiem, jako handlowca, jest załatwić marynarkę dla mnie.
Ewa Krokosińska-Surowiec: Boi się pan śmierci?
Jan Nowicki: Śmierć jest szczytem życia, jest jego nieodłączną częścią. Jest początkiem życia. Powiem tak jak Budionny – jeżeli mężczyzna boi się śmierci, to jest trupem za życia. Nie, nie boję się.
Ewa Krokosińska-Surowiec:  Wielki Szu musi być samotny?
Jan Nowicki: Samotność jest fotogeniczna. Pasowała do tego bohatera filmowego. Taki bohater, taka rola. Chociaż czasem robienie wielkich rzeczy może wymagać samotności. Nie, nie uważam, że trzeba być samotnym w życiu.
Ewa Krokosińska-Surowiec: Czy mężczyźnie jest potrzebna kobieta?
Jan Nowicki: Absolutnie niezbędna. Kobieta jest tajemnicą nieodgadnioną. Ma czar siły, urok tajemnicy. Czar siły, że w każdej chwili może odejść do lepszego, który będzie lepszym ojcem dla jej dzieci. To odejście jest nieuniknione. To jest w niej. To jest walka o dom, o dzieci. A mężczyzna jest skazany na tęsknotę za kobietą. Nawet Ewa zerwała jabłko, ale Adam nie musiał go zeżreć. Można też zadać pytanie: czy kobiecie jest potrzebny mężczyzna? Oczywiście jest. Mężczyzna i kobieta to wdech i wydech. Są sobie potrzebni jak powietrze. Tylko bardzo trudno dziś o mężczyznę. Mężczyzna dziś składa się głównie ze strachu. Ze strachu, że straci robotę. I ona ten strach zabiera pod kołdrę. Jest trudne bycie razem w takich warunkach.
Ewa Krokosińska-Surowiec: Co pan teraz pisze?
Jan Nowicki: Dwie rzeczy. Listy do Piotra Skrzyneckiego, które ukażą się w kwietniu w jednym tomie. Część tekstów ukazała się już jako „Między niebem a ziemią”. Część nie była jeszcze wydana. Najpierw usiadłem i zacząłem te teksty poprawiać, uzupełniać. Bo przecież inaczej, lepiej, mądrzej bym powiedział to, co powiedziałem 15 lat temu. Ale w końcu zostawiłem. Zostawiłem te teksty z ich naiwnością, z moim obecnym dystansem i nawet obrzydzeniem do siebie. Przecież to nie miałoby najmniejszego sensu. Dopisałem tylko kilka nowych tekstów. A druga rzecz powstaje dzięki mojemu wnukowi Piotrusiowi. Powiedziałem mojemu wnukowi: „Napisz dla dziadka książkę”. No i Piotruś, jak to dzieci, coś tam popisał, narysował, jacyś Marsjanie, kosmici, zombi, takie głupoty, które dzieci oglądają. „A jaki tytuł będzie miała ta książka?”. I on powiedział: „Moje psie myśli”. Noo! I się okazało, że ja już właściwie mam  połowę książki napisaną. Mam już moje „Psie myśli”. W moich „Psich myślach” znajdą się moje rozmowy, moje myśli na przestrzeni ostatnich 10 lat, niewydane, nieopublikowane. Na razie piszę, zbieram te swoje różne rozmowy z różnymi ludźmi, ze sobą, z liściem, psem. Z tego materiału mogłyby powstać trzy książki. Na razie zbieram. Tak jak kręci się film. Kręci się, kręci, a potem się wybiera. Na razie piszę i spędzam ze swoją książką czas. Chcę spędzać czas ze swoją książką. Ze swoimi myślami.
Ewa Krokosińska-Surowiec: Bardzo dziękuję za rozmowę.