Ludzie

Lepi ciała z boskiego tworzywa

Tekst: Katarzyna Górna-Oremus, zdjęcia: Anita Szymańska, zdjęcia rzeźb: Roman Hryciów |

Jest pilnym obserwatorem, który potrafi docenić piękno ludzkiego ciała. Inspiracje czerpie z wielu źródeł, których na pozór nic nie łączy. Rzeźby, które wyszły spod jej dłuta, sięgają doskonałości. Lidia Sztwiertnia, znakomita i uznana na całym świecie artystka, która mieszka w Bielsku-Białej, potrafi oczarować każdego. Swoją szlachetnością, oczytaniem i wielką klasą.

Lidia jest taka jak jej dzieła – piękna, a jednocześnie jedyna w swoim rodzaju. Rozmowa z nią to prawdziwa uczta dla ducha. Strudzony wędrowiec znajdzie dzięki niej zapewne ukojenie, a koneser na nowo dostrzeże harmonię we współczesnej sztuce. Nawet ten, który już dawno utracił pasję, ustępującą miejsca codziennym obowiązkom, na nowo podejmie rozważania na temat kondycji człowieka XXI wieku.
Obiecana lekcja muzyki
– Koniecznie musicie mnie odwiedzić. Gdy tworzę, słucham muzyki. To ona w jakiś przedziwny sposób wpływa na moje samopoczucie. Nadaje rytm mojej pracy – zachęca nas Lidia, gdy przyznajemy się do swojej fascynacji muzyką z dalekich Indii.
Już na progu pracowni, w której tworzy artystka, wita nas głośna muzyka. Nie przypomina chorałów gregoriańskich, które spodziewałyśmy się usłyszeć. Gdzieś wcześniej narodziła się w naszych umysłach myśl, że skoro anioły, które tworzy, są tak doskonałe i harmonijne, to zapewne powstały przy akompaniamencie wyjątkowych brzmień. Tymczasem słyszymy raczej coś, co przypomina nam utwory sygnowane przez Behemotha. Jak to jest możliwe, aby tak wybitne dzieła powstawały w takim rozgardiaszu dźwięków?
– Słyszycie tę barwę, tę niezwykłą paletę dźwięków? Tu nie ma nudy, cały czas coś się dzieje. Taka muzyka mnie uskrzydla – uśmiecha się Lidia. Po czym tłumaczy, że zespołom, które reprezentują progresywny rock czy black metal, zawdzięcza bardzo wiele. – Ich twórczość zawsze mi towarzyszy, zarówno w pracy, jak i w życiu. Wypełnia je ogromną wartością. Wiele moich rzeźb jest związanych z muzyką. Niektóre z nich dedykowałam swoim ukochanym twórcom w podzięce za natchnienie.
W pracowni odnajdujemy bogatą kolekcję płyt, a wśród nich dostrzegamy album grupy Haken. Ta właśnie muzyka będzie nam towarzyszyć przez całą wizytę w domu artystki. Słuchamy „Celestial Elixir”.
Boskie tworzywo na wyciągnięcie ręki
Anioły Lidii emanują siłą, ale nie tylko. My same, gdy na nie spoglądamy, czujemy spokój i harmonię. Wszystkie rzeźby składają się na jeden cykl, który wciąż się rozrasta. Jego początków należy doszukiwać się w nieodległym czasie po śmierci taty oraz przyjaciółki artystki, która nie mogąc pogodzić się z ich brakiem, wyrzeźbiła portrety ich psychiki, umysłowości, uczuciowości. W ten sposób oddała im należny hołd, a zarazem pomogła sobie samej. Później przyszły anioły przyjaciół, tych, którzy ją fascynują. Jak sama twierdzi, w ten sposób wyraża więcej, niż mogłaby to uczynić werbalnie.
– Moje rzeźby związane są w przeważającej większości z męskim ciałem, poprzez które można wyrazić różne emocje i przemyślenia. To dla mnie boskie tworzywo, począwszy od gliny, z której lepię te ciała, na wzór biblijnego Adama. Powołując do „życia” postacie z cyklu „Anioły”, stwarzam jakąś realną, rzeźbiarską rzeczywistość z tego, co nierzeczywiste, niematerialne, czyli z myśli, uczuć, wrażeń. To wspaniałe, gdy mogę się tym „światem” podzielić z innymi ludźmi – tłumaczy Lidia.
Duchowa więź z artystami sprzed wieków
W samym centrum zainteresowań Lidii jest człowiek z całym swoim jestestwem. W wywiadzie udzielonym
w 2000 roku dla „Przeglądu Artystyczno-Literackiego” przyznaje, że pasjonuje ją ludzki potencjał intelektualny, który drzemie w każdym z nas.
– Ta cała gama ludzkich talentów, które ujawnione, poparte pracą stworzyły fantastyczny dorobek kulturowy świata, ta spuścizna cywilizacji została wykonana umysłem i rękoma pojedynczych ludzi. To jest wspaniałe – podkreśla. Po czym zastanawia się, jak wyglądałby świat, gdyby nie było Michała Anioła, Leonarda da Vinci, Bacha, Mozarta, Picassa.
– Jaka ja bym była i kim bym była? Poprzez swoje prace podaję w jakimś stopniu rękę twórcom poprzednich epok.
A cenię ich w stopniu najwyższym, takim, że nie ośmieliłabym się podać tej ręki powierzchownie – przyznała w rozmowie ze Zbigniewem Kresowatym.
Lidia spod Jasnej Góry
Dom, w którym mieszka artystka, jest dla niej azylem. Daje bezpieczeństwo i siłę do dalszych działań. Z pracowni wciąż dobiega nas głośna muzyka, tymczasem zwiedzamy i jesteśmy pod wrażeniem. W jednym z pokoi dostrzegamy figurki Maryi Panny i Jezusa, które obecnie odnawia Lidia Sztwiertnia.
– To dla przyjaciela. Przeprowadza właśnie remont kapliczki – mówi.
Na jednej ze ścian w salonie dostrzegamy wizerunek Matki Boskiej Jasnogórskiej.
– To jedna z kopii, które wykonałam. Cieszyły się zadziwiającym zainteresowaniem pielgrzymów. – Spoglądamy na obraz. Jest naprawdę dobry.
Zadziwiająco dużo elementów nasyconych treścią religijną, jak na miejsce pobytu artystki, która słucha ciężkiego metalu i jest dość buntowniczo nastawiona do życia.
– Urodziłam się w dość dramatycznych okolicznościach pod Jasną Górą i tam zostałam ochrzczona. Odczuwam ponadto pomocną ingerencję Matki Bożej w swoim życiu. Dlatego kreuję także cykl „Madonny” – tłumaczy.
Dedal? To symbol potęgi ludzkiej kreacji
Jest skromna i nad wyraz kreatywna. W jej umyśle wciąż powstają coraz to nowe pomysły, które realizuje. Choć bywa i tak, że idea utknie gdzieś w martwym punkcie. Tak, jak to było z rzeźbami żab, które miały stanąć w Bielsku-Białej, a które do dzisiaj – choć spotkały się z aprobatą mieszkańców – nie pojawiły się na ulicach stolicy Podbeskidzia.
Ulubionym jej bohaterem jest mityczny Dedal, którego postaci – symbolu kreatywności i fantazji – użyła do ważnych nagród: dla Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu i jako nagroda w konkursie Firma Roku.
Dwa miasta – para kochanków
Jednym z ulubionych projektów Lidii jest alegoryczna rzeźba przedstawiająca parę kochanków.
– Pomyślałam, że nasze miasto powstałe z połączenia dwóch odrębnych miast to jak para przytulonych kochanków. Ona, Biała, trzyma w ręce dwie róże, tak jak w herbie Białej. On, Bielsko, wyrzeźbiony jest z trzema liliami, które widać w herbie Bielska. Może ta rzeźba stanie kiedyś w większym wymiarze na którymś z bielskich skwerów? – mówi z nadzieją w głosie.
Kolejna wizyta, a przy okazji lekcja muzyki, już wkrótce. Być może na muzycznym szlaku metalowych kapel.