Ludzie

Tak się tworzy herby

Tekst: Katarzyna Górna-Oremus, zdjęcia: Anita Szymańska |

Setki woluminów, ryciny, rękopisy. Fotografie z Ronaldem Reaganem, prezydentami państw i miast. Uściski dłoni, uśmiechy. A nade wszystko wiedza. Zdobywana krok po kroku. Z solidnymi filarami. Sięgająca korzeniami minionych lat.

Jesteśmy w niewielkim pomieszczeniu. Promienie słońca leniwie opierają się o półki skrzypiące pod ciężarem woluminów. Szpakowaty, dystyngowany mężczyzna nachyla się nad stołem i w skupieniu przygląda się rycinie. Cisza trwająca od dobrych kilku minut. – Bielsko-Biała nie ma własnego herbu – obwieszcza nagle. Jesteśmy zaskoczone. Stanowczo zaprzeczamy jego słowom. On zaś spokojnie tłumaczy, że nie mamy racji. – Proszę tylko spojrzeć – mówi i wskazuje na książkę swojego autorstwa dotyczącą herbów miast w Polsce. – Gmina Bielsko-Biała posiada dwa herby. Dwóch miast. To dziwne, że jeszcze nikt tego nie zauważył i nic z tym nie zrobił – zastanawia się nasz rozmówca. Jest tym wyraźnie poruszony. Nic dziwnego. Heraldyka to miłość jego życia. Alfred Znamierowski, heraldyk i weksylolog, założyciel Instytutu Heraldyczno-Weksylologicznego, jest jednym z nielicznych, o ile nie jedynym człowiekiem w Polsce, który posiada encyklopedyczną, a zarazem praktyczną wiedzę na temat herbów, ale nie tylko. To do niego dzwonią z różnych instytucji, którym jego telefon podał protokół dyplomatyczny MSZ, z zapytaniem o protokół flagowy. – Zasada jest taka, że najważniejsza flaga powinna być umieszczona w samym środku pocztu sztandarowego. Nie ma jednak specjalnych przepisów dotyczących tej problematyki. Za prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego przygotowywaliśmy taką ustawę. Została schowana do lamusa. Telefony z zapytaniami o poprawność jednak nie ustały – mówi nasz rozmówca.
Już jako 10-latek wiedział, co chce robić w życiu. Z chwilą, gdy przekroczył próg Biblioteki Narodowej, dał się porwać meandrom historii. – Nigdy nie zapomnę tego uczucia, które towarzyszyło mi, gdy po raz pierwszy dotknąłem oryginalnej mapy z XVII wieku. Poczułem tchnienie historii. Nie było dnia, abym nie odwiedził biblioteki. A gdy już wszystko zobaczyłem i przeczytałem z dziedzin, które mnie interesowały, poszedłem jeszcze dalej. Już jako dorosły człowiek wędrowałem ścieżkami wspaniałych czytelni. Przez przypadek odnalazłem książkę z XVI wieku, a w niej manuskrypt, o którym wcześniej nikt nie pisał. Poczułem drżenie serca. To było w Escorialu. Wiedziałem, że to jest to. W zasadzie na tym polega heraldyka. Na dociekaniu, poszukiwaniu, obserwowaniu. Trzeba mieć w sobie wielkie pokłady cierpliwości, należy wiele czytać, dążyć do poznania. Wtedy być może odkryje się coś nowego, coś, co dotąd pozostało ukryte przed wzrokiem ludzkim albo ktoś tego wcześniej nie zauważył.
Heraldyka jest miłością jego życia. Alfred Znamierowski nie tylko posiada teoretyczną wiedzę na temat herbów, ale również wykorzystuje ją w praktyce. Samodzielnie wykonał rysunki wszystkich znanych symboli państw i miast. Zakupiło je kilka encyklopedii w USA, Szwecji i Polsce. Każdy rozdział okrasił szczegółowym opisem.
– Tu każdy szczegół jest ważny. Każdy symbol ma określone znaczenie. W zasadzie ich źródeł można doszukać się w Babilonii – mówi. – Czy wiecie, że pierwszy polski orzeł, ten piastowski, był czarny? Wiele osób się dziwi. Są przekonani, że symbolem Polski od początku był ten biały. Czy wiecie, co oznacza symbol Galicji? Kawka? Co oznacza lew z dwoma ogonami? – zapytuje nasz rozmówca. Po czym odsyła do swoich książek. – Kiedyś przygotowywaliśmy opracowanie graficzne historycznego herbu gminy Strumień. Tam, w oryginale, jak odnaleźliśmy w tekstach źródłowych, jest właśnie czarny orzeł. Wykonaliśmy projekt, został pozytywnie zaopiniowany przez ministra, lecz nie wprowadzony, gdyż nie podobał się czarny orzeł śląski. Ludziom się źle kojarzył. Z zaborcą. Tymczasem wieżę kościelną zdobi właśnie ten prawidłowy. Nikt tego już nie dostrzega. Pokrył się patyną czasu. Ostatecznie została wcześniejsza wersja.
W 1997 roku Alfred Znamierowski wraz z żoną założył Instytut Heraldyczno-Weksylologiczny, który za główny cel działalności obrał badanie herbów i flag oraz projektowanie znaków dla polskich jednostek samorządowych. Jak wygląda sam proces tworzenia herbu?
– To żmudna praca. Należy znać historię, dotrzeć do wszystkich źródeł, które mogą coś nam powiedzieć o poprzednich symbolach danej miejscowości. Przy projektowaniu bierze się także pod uwagę położenie geograficzne, topografię, tradycję, kulturę, a także wyszukuje elementy charakterystyczne dla danego regionu – tłumaczy heraldyk. – Później wystarczy zdobytą wiedzę przelać na papier, a w zasadzie wpisać do specjalnego programu komputerowego i zaprojektować herb. Jedną z gmin na południu Polski, która jeszcze się na to nie zdecydowała, jest na przykład Brenna. A szkoda. To byłoby ciekawe wyzwanie.
Tu czas się zatrzymał. Otwarte książki, szkice rozsypane na stole, kawa, która ostygła, i pusta papierośnica. – Zapalą panie? – Znamierowski uśmiecha się, po czym wskazuje na pudełko z papierosami, na którym widnieje Wielka Pieczęć Stanów Zjednoczonych. – To pamiątka po pracy
w Waszyngtonie – mówi. – Dziękujemy. Nie palimy – odpowiadamy, zarzekając się, że nadrobimy szkolne zaległości.