Felieton Main

Singiel + singiel = twins

Ufff… udało się w ostatniej chwili „odstawić” dzieci do dziadków, żeby wieczorkiem „wyskoczyć” do teatru, a tam… młode małżeństwo z dwójką dzieci, jeszcze głośniej ryczących od naszych, a akcja dzieje się w pokoju (mieszkaniu) nie bardziej posprzątanym od tego, z którego właśnie się „wyrwaliśmy”. To mnie ujęło.

Tekst: Damian Górecki
Fotografie: Joanna Gałuszka

„Singlieka 2”, czyli już nie singielka (staroposkie: „mężatka”), matka Polka, artystka, aktorka, piosenkarka, czyli najprawdziwsza Anna Guzik-Tylka jako Alicja przedstawia problemy związane ze stanem rodzinnym, w którym się znalazła. W naciągniętym dresie, bez scenicznego wizerunku, bez makijażu… (choć jej twarz brzmi znajomo)… na żywo. Macierzyństwo gwiazdy estrady – bez znieczulenia. Na scenie partneruje jej Wojciech Michalak (jako mąż Roman) były singiel rodzaju męskiego (staropolskie: „żonaty”).
Realność problemów małżeńsko-macierzyńsko-rodzicielsko-rodzinno-zawodowych w tej sztuce jest imponująco prawdziwa. Mieszanina życiowych trudności celnie podpatrzona i przedstawiona. Rozterki i radości autentyczne, szczera codzienność okraszona jest ciepłem „życiowej katastrofy”. Realizm życia przenika się ze sceniczną prawdą. Sztuka jest aktualna, zawiera wiele nawiązań i odniesień do teraźniejszości, co czyni ją wiarygodną i bliską. Znika dystans pomiędzy światem wyreżyserowanym na scenie, a tym realnym, nieprzewidywalnym.
Mała scena bielskiego teatru doskonale oddała domową atmosferę, w której żona-matka, mąż-ojciec zmagają się z codzienną egzystencją daleką od świateł fleszy, czerwonych dywanów i łowców autografów. W tym malutkim mieszkanku nie ma miejsca na fikcję. Spektakl jest nasycony i przesiąknięty naturalną, domową atmosferą przez co jest bardzo autentyczny. Nawet zupa pomidorowa była prawdziwa – pachniała.
Właściwie jest to historia dwóch singli połączonych węzłem małżeńskim, węzłem z piękną kokardą… który okazuje się pętlą uwiązaną u szyi… kulą u nogi… Na końcu tego powrozu krępującego ruchy dyndają się dwa słodkie, niewinne, upragnione, rozkoszne oseski, które pęcznieją w pieluchach i swoim ciężarem ciągną całego człowieka (razem z psychiką) w dół.
Takie mnie wątpliwości zaczęły nurtować podczas odbioru sztuki, co to może być – nieprzespane noce, desperackie krzyki, bezsilność, załamanie fizyczne i psychiczne, niekontrolowane emocje, niemoc, opuchnięte oczy, smród ubrań przesiąkniętych fekaliami, nocne alarmy, świecenie nocną lampką w oczy… karcer w północnej Rosji? Nie – to macierzyństwo. „Odsiadka” trwa zazwyczaj kilka lat, do momentu, aż dziecko w miarę samodzielnie się ogarnie. Rodzice wiedzą o czym piszę, znają tę wielką radość jaką potrafi sprawić pierwsza kupa w nocniku. Pamiętają tę falę entuzjazmu i nadziei na przyszłość, kiedy dziecko samodzielnie pierwszy raz spuściło wodę w ubikacji i wytarło pupę. Ileż to emocji i cudownych niespodzianek czyha na rodziców trudniących się wychowywaniem potomstwa.
Przedstawienie bawi, ale także uczy. Uczy przez zabawę. Nie unika trudnych kwestii. Zadaje pytanie, jak pogodzić instynkt rodzicielski z życiem zawodowym. Co wybrać, kiedy dwie rzeczy są w życiu jednakowo ważne, i wzajemnie się wykluczają? Co realizować – pasję czy miłość? Miłość czy pasję? Niestety, nie można równocześnie przebierać pieluch na scenie i przeżywać lirycznych uniesień z romantyczną muzyką w tle. Problem powrotu do życia zawodowego, poruszony w sztuce jest boleśnie realny. Nierozwiązane dylematy irytują, napięcie rośnie, czas płynie. Jakaż zabawna frustracja. Zawodowy sukces, splendor zamienić na stygnący grysik?
Wymowa sztuki bezpośrednio nie zachęca do macierzyństwa (chyba, że odnajdziemy w przesłaniu drugie dno). Nie wiem jak ma się sprawa z 500+ w przypadku bliźniaków, (które biorą głośny udział w przedstawieniu). W tym miejscu w sposób płynny przechodzimy do kwestii polskiej tradycji narodowej, w której szuka jest mocno zakorzeniona i fundamentalnie ugruntowana. Określenie „Matka Polka” w tytule sugeruje, że będą momenty patriotyczne. Towarzyszyć im będą pieśni podnoszące na duchu, służące przekazywaniu narodowych wartości. Tak też było, ale równocześnie runął archetyp matki Polki. Okazało się, że to nie jest pulchna kobieta z cycem na wierzchu dumnie karmiąca małego Polaka, który będzie wielki. „Matka Polka” mocno schudła, jest fit i chce się realizować zawodowo, przeżywa kompleksy, walczy ze zmarszczkami, niedosypia przy dzieciach… Ktoś z patosu cichaczem spuścił powietrze…
Teatralny pokaz jest świetną okazją, żeby zastanowić się jaką to człowiek przechodzi „ewolucję” w czasie życia. Z niemowlęctwa nie pamiętamy nic, kiedy jesteśmy dziećmi dbają o nas rodzice. Później stajemy się singlami, następnie rodzicami, którzy obserwują niemowlęctwo własnych dzieci, doceniając wtedy rodzicielstwo naszych rodziców, na koniec sami stajemy się dziadkersami. W tym pokoleniowym nurcie wiele do powiedzenia ma głos Grażyny Bułki (sceniczna matka Alicji) – niepowtarzalny! Babka wymiata! Szacun. Perełka.
Rodzice, którzy już „odchowali” dzieci i czasy „odsiadki” wspominają z rozrzewnieniem, mogą potraktować tę komedię jako nostalgiczny powrót do przeszłości. Dla młodych może to być przestroga na drogę życia, że zabawa klockami kiedyś musi się skończyć. Dla tych obecnych rodziców dla otuchy, ku pokrzepieniu serc, że rozterki przygniatają nie tylko nas samych. Aktualność problematyki rodzicielskiej mogę poświadczyć własnym doświadczeniem. Dostrzegam również w sztuce wartość terapeutyczną, psychologiczne wsparcie w sytuacjach rodzinnie ekstremalnych.
Potwierdzam, że „podczas sztuki nie ucierpiało żadne dziecko”, czego nie można powiedzieć o rodzicach tych dzieci. Dziecko naturalnie jest niewinne, ale rodzic jest „ofiarą”. Ryczące wniebogłosy niemowlaki mogą doprowadzić dorosłego, niewyspanego, wycieńczonego, znajdującego się na skraju załamania nerwowego osobnika do szaleństwa. Nie ma rozwiązań idealnych. Śmieszne, ale prawdziwe.
Jedna z najbardziej życiowych komedii jaką widziałem. Można eksplodować, bo to mieszanka wybuchowa dobrego humoru, pogody ducha na przeciwności losu, pokrzepienia w codzienności, pięknego uczucia. Tej bomby nie da się rozbroić. Uwaga na wybuchy i eksplozje. Dobra rozrywka!
Czekam na „Singielkę 3, czyli Dzień Babci”.
Jak „Singielka 3” poradzi sobie z głuchotą, gangiem wnucząt i szalejącą demencją?