Ludzie Main

SAKSOFON – miłość od pierwszego usłyszenia

Z Martą Wajdzik, młodą saksofonistką pochodzącą z Bielska-Białej, rozmawia Agnieszka Ściera-Pytel,

foto: Roman Hryciów.

Wkrótce wystąpisz na głównej scenie Zadymki Jazzowej. Jesteś młodsza od festiwalu, jak się z tym czujesz?

Jest to dla mnie bardzo duże przeżycie i jednocześnie ogromne wyróżnienie, że dostałam taką propozycję, bowiem zamierzałam w przyszłości wydać swoją płytę, ale nie sądziłam, że nastąpi to tak szybko. To niesamowite, że mam możliwość zaprosić do współpracy znakomitych muzyków, z którymi marzyłam, aby pracować, a do tego wszystkiego będę mogła premierowo zagrać na głównej scenie Zadymki. Wielokrotnie to sobie wyobrażałam i stało się.

Skąd u ciebie wzięła się miłość do jazzu, do Zadymki?

Mój brat przez wiele lat grał na zadymkowej scenie promocji. To on zabierał mnie tu ze sobą i podsuwał jazzowe kawałki. Moim pierwszym marzeniem było, aby zagrać z nim na tej festiwalowej scenie. Spełniło się to podczas 20. Zadymki na Gali Bielskiego Jazzu. Tam zagrałam m.in. z braćmi Golcami i z big bandem prowadzonym przez Andrzeja Zubka. Potem wystąpiłam na Scenie Promocji i wreszcie zrealizowałam własny projekt muzyczny w Metrum z Urszulą Dudziak.

Ale to nie są wszystkie marzenia?

Oczywiście, że nie. Choć jedno z większych właśnie się spełnia. Czyli wydanie pierwszej autorskiej płyty i premierowy koncert na głównej scenie Zadymki.

Dlaczego saksofon?

Na saksofonie zaczęłam grać w połowie trzeciej klasy podstawówki. Właśnie dzięki mojemu bratu Markowi, który sam gra na trąbce.

Początkowo myślałam o grze na flecie. Od 6 roku życia, jak każdy z mojej trójki rodzeństwa, gram na pianinie. Moi rodzice uczą gry na instrumentach, więc siłą rzeczy i ja musiałam zacząć grać. Aż Marek zaczął mi puszczać różne utwory jazzowe. Pamiętam „Yellow Jackets”. W tym utworze na saksofonie grał Bob Mintzer i wtedy poczułam, że saksofon jest taki wyjątkowy. Od razu wiedziałam, że to jest TO .

Czyli zakochałaś się od pierwszego usłyszenia?

Właśnie tak.

Opowiedz trochę o współpracy z muzykami przy nagrywaniu twojej płyty.

To są osoby, które wcześniej były na mojej liście marzeń. I kiedy pan Jerzy Batycki powiedział, że mogę sobie dobrać skład, nie zastanawiałam się ani chwili nad wyborem, w głowie już miałam wszystkich muzyków, z którymi chciałam zagrać. Spotkaliśmy się dopiero w studio. Przesłałam im materiały wcześniej. Byłam bardzo pozytywnie zaskoczona, bo wcześniej nie zdawałam sobie sprawy z tego, jakie ci muzycy mają charaktery, jak podejdą do tematu, jak na mnie i moją muzykę zareagują. Okazało się, że moje obawy były całkiem niepotrzebne, naprawdę zaangażowali się w projekt.

Potraktowali cię jak młodszą koleżankę, córkę?

Po prostu jak kumpla, z zawodowym profesjonalizmem.

Kompozycje na płycie są twoje.

Tak. Jest to siedem utworów. W jednym z nich jest niespodzianka w postaci melodii ludowej.

Jak twoi rówieśnicy, nauczyciele odbierają twoją pasję?

W mojej klasie jest mało osób interesujących się jazzem, za to w innych klasach takich miłośników jazzu jak ja jest więcej, i to bardzo zdolnych muzyków. To raczej oni powinni wydawać płyty, a nie ja (śmiech). To ludzie, z którymi gram na co dzień. Ale czuję wsparcie swoich rówieśników, co bardzo mnie motywuje.

Przygotowanie materiału i nagranie płyty wymaga wiele czasu. Czy nauka nie cierpi na tym?

O możliwości nagrania płyty dowiedziałam się pod koniec sierpnia, więc czas wolny minął, a zaczął się najtrudniejszy okres, bo w tym roku będę zdawać egzamin maturalny. Dużo nauki i fakt, że muszę skomponować utwory na płytę, mocno mnie przerażały, a jednocześnie niezwykle motywowały do pracy. Ale nie był to łatwy czas. Trochę szkoły opuściłam, nadrabiałam braki indywidualnie. Na szczęście nauczyciele są wyrozumiali, w efekcie wszystko udało mi się zdać ze średnią wyższą niż kiedykolwiek. Jestem taką osobą, że kiedy mam coś do zrobienia, to przygotowuję dokładny plan i realizuję go co do joty.

Czekają cię promocja płyty, koncerty, spotkania z mediami i fanami. Nie obawiasz się tego?

Trochę tak, ale z drugiej strony – zgadzając się na projekt, trzeba się było z tym liczyć.

Co po maturze?

Jeszcze między maturą a studiami lecę do Nowego Jorku na warsztaty jazzowe, a potem od października planuję rozpocząć studia w Katowicach. Chciałam studiować za granicą, ale to odsuwam w przyszłość.

Skoro już sama komponujesz i wydajesz płytę, może nie potrzebujesz się już uczyć?

Nie, absolutnie nie. Koniecznie muszę się uczyć. Praca nad płytą pokazała mi, ile jeszcze nauki przede mną.

Śpiewasz?

Ja nie, ale śpiewa moja siostra, którą zaprosiłam do realizacji mojej płyty. Ona śpiewa w dwóch utworach, i to tak pięknie, że ja tego nie muszę już robić (śmiech).

Będzie rodzinny projekt?

Oczywiście, planujemy wspólnie tworzyć i nagrywać.

Wchodzisz na scenę. Co czujesz?

Zazwyczaj jest to uczucie, że chciałabym tak zagrać, aby przekazać emocje i poruszyć słuchaczy. Żeby swoją grą sprawić radość albo skłonić do refleksji. Czasem czuję strach, jak wtedy, gdy występowałam z Urszulą Dudziak. Nie chciałam jej zawieść. Czułam dużą presję.

Jak sobie z tym radzisz?

Skupiam się na myśli, że to jest to, co kocham, że chcę przekazać coś wartościowego ludziom. Jeszcze do końca nie wiem, jak sobie z tym radzić. Myślę, że trzeba siebie rozumieć i lubić. Podczas koncertu zadymkowego mam świadomość, że grając z muzykami tej klasy, mogę być spokojna, że oni nic nie zawalą. Jest to też taka muzyka, która wiele wybacza, można przecież improwizować w razie pomyłki. Bardziej stresujące dla mnie były nagrania w studio, a to ze względu na krótki czas i niepewność co do muzyków, tego, jak oni odbiorą pracę ze mną. Teraz jest już tylko zabawa.

Gdy już przebrzmi Zadymka, będziesz chciała sobie zrobić trochę odpoczynku?

Chciałabym, bo czuję, że tego potrzebuję, gdzieś na chwilę wyjechać albo po prostu odpocząć. Ale nie wiem, jak to się potoczy, ze względu na zakończenie roku szkolnego i maturę.

Sława, która gdzieś tam za rogiem na ciebie czeka, nie zawróci ci w głowie?

Mam nadzieję, że nie. Choć nie ukrywam, że boję się tego, co przyniesie przyszłość. Ja charakterem do tego świata blichtru i celebrytów nie pasuję. Wielokrotnie brałam udział w sesjach zdjęciowych i wiem, że nie lubię, kiedy ktoś skupia na mnie swoją uwagę. Najchętniej to schowałabym się za saksofonem, aby nikt mnie nie widział. Dlatego każde wydarzenie typu konferencja prasowa czy sesja zdjęciowa jest dla mnie stresującym przeżyciem. Życie muzyką nie należy do łatwych. Dużo się podróżuje, jest to życie takie nieregularne. A ja bym wolała mieć wszystko poukładane: rano wstaję, robię trening lub idę biegać, potem sobie ćwiczę na saksie, a ewentualnie wieczorem daję koncert. A to tak nie wygląda niestety. Jest to na pewno trudne.

Z rozmowy z tobą wyłania się obraz skromnej licealistki, ale o szerszych niż tylko muzyczne zainteresowaniach.

Staram się dbać o sprawność fizyczną. Bardzo lubię chodzić w góry, jak tylko znajdę na to czas, to eksploruję nasze Beskidy.

Wracając do muzyki, twoje muzyczne marzenie: z kim chciałabyś zagrać?

Tego, żeby nie zapeszyć, wolę nie zdradzać. Taką mam zasadę. Co roku robię listę marzeń i co najfajniejsze, przynajmniej połowa marzeń z listy się spełnia. W tym roku moja lista jest dość chaotyczna, jeszcze jej sobie nie ułożyłam w głowie. Tyle się dzieje niesamowitych rzeczy wokół mnie.

Skąd czerpiesz inspiracje do swojej muzyki? Jesteś dopiero na początku poszukiwań siebie w muzyce.

Jest w mojej muzyce wiele emocji, cały czas czegoś doświadczam. Sporo stresu, ale też i radości, mam fantastyczną rodzinę. Konkretnych inspiracji muzycznych nie wskażę, bo słucham wiele, ale komponując, nie sugerowałam się kompletnie niczym.

Dźwięki przychodzą do ciebie same, słyszysz je? Czy siadasz i mówisz: „Teraz coś napiszę”.

Przy tym projekcie trochę tak było, bo czas mnie naglił. Tak sobie wyliczyłam, że co tydzień zaczynam nowy utwór, ale bez weny nie byłoby to możliwe. Wcześniej, gdy komponowałam utwory, były one efektem jakiegoś wydarzenia w moim życiu. Teraz tak być nie mogło, nie miałam czasu czekać, aż coś się wydarzy, abym mogła napisać potem utwór. Musiałam pisać na bieżąco z emocji zebranych z całego życia. Brałam swoje starsze utwory i obrabiałam je tak, abym chciała to pokazać światu.

Czyli twojej muzyki nie można zaszufladkować w jednym gatunku muzycznym?

Tak mi się wydaje, chciałabym tak myśleć o swojej muzyce. To oczywiście jest jazz, ale jest tam też funk, bardzo dużo elektroniki, nieco folku, muzyki filmowej. To wszystko się tak ze sobą przeplata. Jeśli ta mieszanina muzyczna komuś się spodoba, będzie mi bardzo miło.

Jak sobie wyobrażasz siebie za 10 lat?

Nie mam pojęcia. Jest to bardzo fascynujące, gdzie będę, jak się moje życie potoczy, co będę robić.

Dziękuję za rozmowę i życzę udanej premiery.

Dziękuję.