(I to nie jest kryptoreklama, tylko najprawdziwsza prawda… Dobór kolorów to jeden z najtrudniejszych aspektów mojej pracy. Właściwy wybór rzutuje na efekt końcowy projektu).
„Nie za duże? Nie za ciemne? Nie za nisko? Nie za dużo kolorów naraz?” – to pytania, na które odpowiadam kilka razy dziennie prawie wszystkim swoim klientom, więc do wątpliwości jestem przyzwyczajona.
Tak więc po oswojeniu tychże potworów ze swobodą i lekkością realizowałam swoją wizję, bo wiedziałam, co Agnieszce się podoba, i byłam pewna, że jeśli pozwoli mi dotrzeć do celu, będzie zachwycona efektem.
Nadmieniam o tym celowo, ponieważ w swojej pracy borykam się z bardzo dziwnym problemem – ocenianiem pracy w trakcie procesu projektowania i stylizacji. Jest to akurat branża, w której potrzeba zarówno czasu, zaufania, jak i cierpliwości, żeby mogło zrodzić się coś fajnego.
Dlatego też jeśli nie zobaczymy efektu ostatecznego, nie możemy ocenić samego procesu, bo ważny jest najmniejszy szczegół.
Ludzie muszą się lubić… Nie wyobrażam sobie projektowania dla osób, z którymi nie wymieniam dobrej energii. To właśnie ona powoduje, że otwierają się umysł i serce i powstają fajne projekty.
Wiedziałam, że będzie pastelowo, ale nie pudrowo, tylko troszkę żywiej. Wiedziałam, że pomieszam kilka kolorów, ale ciągle przy neutralnej bazie bieli i szarości bądź grafitu. Wiedziałam, że pomimo bardzo „statecznego” usposobienia Agnieszki przemycę tam trochę szaleństwa i przekory. Wiedziałam, że będą wielki fotel i lampa przy nim, ponieważ rodzina uwielbia czytać.
Ale czyż ten róż nie robi tego wnętrza? Oceńcie sami mój mały podstęp.
Tekst i projekt wnętrz: Gaba Kliś, zdjęcia: Łukasz Kitliński