Ludzie Main

Tomasz Drabek. Próbuję zachować równowagę

Z Tomaszem Drabkiem, aktorem, bielszczaninem, odtwórcą roli Boruty w „Legendach polskich” Allegro
rozmawia Anita Szymańska. Foto: Allegro, Bastek Czernek, arch. prywatne.

Niezwykle trudno znaleźć jakikolwiek wywiad z panem, poza rozmową z Borutą, którym pan przecież tylko bywa. Czy namówić pana na rozmowę to piekielnie trudne zadanie, czy jest inna przyczyna?
Nie jestem raczej typem gaduły, ale też chyba popularność produkcji internetowych rządzi się innymi prawami, niż popularność seriali. A może po prostu dziennikarze boją się dzwonić do piekła.
My się nie boimy jak widać. „Legendy polskie” są jednym z filmowych projektów, w których brał pan udział. Przedtem można pana było zobaczyć między innymi w „Aż po sufit”, „Wkręceni 2”, „1920. Bitwa warszawska”. Nie da się jednak ukryć, że rola Boruty w „Legendach…” znacząco podniosła pana rozpoznawalność. Sporo osób ma apetyt na więcej, jeśli chodzi o pana aktorską grę. Jak to jest z propozycjami po takiej roli? W jakim kierunku aktorsko chciałby pan podążać?
Trudno mi ocenić, czy ta przygoda z „Legendami…” wpłynęła na rozpoznawalność mojej osoby. Spotykam się z wieloma bardzo miłymi komentarzami ze strony internautów i ludzi, których spotykam w teatrze. Ale na ulicy czy w sklepie spożywczym raczej trudno rozpoznać we mnie Borutę. Może to i lepiej, bo mógłbym mieć problem z kupowaniem bułek na śniadanie na zeszyt.
Co do propozycji pracy, to myślę, że jeszcze za wcześnie, żeby ocenić, na ile ta rola wpłynie na moją zawodową drogę. Na razie bardzo dużo gram w teatrze, o czym zawsze marzyłem i co było i jest dla mnie ważne. Zapraszam do Och-Teatru czy też na spektakle „Pożaru w burdelu”.
Jeśli chodzi o marzenia, to jest kilku reżyserów, których telefony chętnie odbiorę, ale na pewno bardzo chciałbym znowu spotkać się w pracy z Tomkiem Bagińskim i zagrać w pełnometrażowej wersji „Legend…”, najchętniej realizowanej w plenerach Nowej Zelandii.
W „Legendach…” wyprodukowanych przez Allegro wciela się pan w postać Boruty, klasycznego polskiego diabła wywodzącego się ze szlachty. Czy aktor zagra wszystko i czy dobry człowiek może zagrać diabła?
Czy aktor zagra wszystko? Nie sądzę, myślę, że dużo łatwiej wykonywać swoją pracę, gdy jest się w zgodzie ze swoim sumieniem – i nie dotyczy to tylko aktorstwa. Owszem, zdarza mi się, że będąc na scenie, odczuwam spory dyskomfort i nie zawsze zgadzam się z tym, co reprezentuje moja postać, ale próbuję zachować jakąś równowagę, żeby w imię poświęcenia się sztuce nie stracić do siebie szacunku.
Czy dobry człowiek może zagrać dobrze diabła…? Czy zły człowiek może być aniołem…? Postać Boruty jest dość przewrotna. Z jednej strony jest zabawny i inteligentny, z drugiej niezdarny i zapatrzony w siebie. Często ulegamy czarowi osób inteligentnych, błyskotliwych i zabawnych, wierząc im i ufając, ale te cechy nie są tożsame z dobrem. Tak opakowane zło może być bardzo kuszące i niebezpieczne. Cieszę się więc, że udało mi się być „dobrym diabłem”.
Właśnie rola „dobrego diabła”, a raczej dobra rola diabła sprawiła, że „Legendy…” nabierają mocy. Muszę przyznać, że trochę kradnie pan show Robertowi Więckiewiczowi, którego kreacja jest jakby szersza, a jednak to pan wbija się jak szpila w sceny.
To bardzo miłe, co pani mówi, ale nie przypuszczam, żebym mógł kiedykolwiek ukraść show Robertowi Więckiewiczowi. Cieszę się, że udało mi się dobrze wykonać swoją pracę i nie ulec tremie, jaka towarzyszyła byciu na planie w towarzystwie tak wybitnych aktorów.
Tremy nie widać, wręcz przeciwnie. Jako Boruta siedzi sobie pan za biurkiem, ma pan kłopoty z ogarnięciem komputera, wokół powstaje wirtualny świat… Jest wyzwanie dla aktora!
To cudowne doświadczenie, kiedy kręci się zdjęcia w dość uproszczonej scenografii na tle „zielonych prześcieradeł”, a potem na ekranie ogląda przestrzeń kosmiczną i piorunujące efekty specjalne. Często nie do końca wiedziałem, w jakiej scenerii rozgrywa się dana sytuacja, i moje wyobrażenia okazywały się odmienne od końcowego efektu, ale zawsze byłem zachwycony. Dzięki ekipie Platige Image mogłem przenieść się do świata swoich dziecięcych marzeń.
Właśnie – w sferze wizualnej „Legendy…” wchodzą w obszar, którego brakuje nieco polskiemu kinu. To oczywiście ogromna zasługa Tomasza Bagińskiego. Czy taka stylistyka panu odpowiada?
Jako dziecko stałem w wielogodzinnych kolejkach, żeby kupić bilet na „Gwiezdne wojny”, Luke Skywalker był moim idolem, zaczytywałem się w literaturze science fiction. Tak, ta stylistyka bardzo mi odpowiada.
„Legendy…” dotykają tego, czym my, Polacy, nasiąkamy od dzieciństwa – pomieszania zabobonów, literatury, przywar, rubaszności, kombinowania. Prawdziwie piekielna mieszanka. Patrząc na kolejne odcinki, ma się wrażenie, że cała ekipa doskonale się bawiła, że ta zabawa konwencją trafiła na podatny grunt.
Myślę, że spotkała się grupa bardzo utalentowanych i otwartych ludzi niepozbawionych poczucia humoru. Praca była naprawdę przyjemnością, tak więc była duża szansa na powodzenie projektu.
Ukończył pan filologię polską, jest jednym z gospodarzy Bielskiej Edycji Krakowskiego Salonu Poezji. Literatura jest obecna w pana życiu? „Legendy…” czerpią bezpośrednio z polskich wierzeń i podań. Czy sądzi pan, że taka forma przybliży polskie legendy młodym ludziom, czy wręcz przeciwnie, przekaże im jakiś zafałszowany obraz?
Moim zdaniem scenarzyści Błażej Dzikowski i Dominik Marzec w znakomity sposób uchwycili współczesne konteksty legend. Dla mnie w wielu wypadkach te pomysły były bardzo inspirujące. Myślę, że ta forma zachęci młodych ludzi do samodzielnych poszukiwań w polskiej kulturze, że znajdą dla siebie coś, co ich zachwyci i z czego będą mogli być dumni.
Wieść gminna niesie, że projekt Allegro ma być nieco szerszy niż krótkometrażówki. Tomasz Bagiński powiedział: „Pierwsze filmy były pewnego rodzaju testem, sprawdzeniem, czy jest zapotrzebowanie na tego typu historie. Teraz wiemy, że ono faktycznie jest”. Czy możemy się spodziewać pana w dalszej części projektu, o ile rzeczywiście taki jest brany pod uwagę?
Mam taką nadzieję. Proszę trzymać kciuki.
Trzymam mocno, bo to bardzo interesująca produkcja. Wracając do bielskiego wątku, bo nie wszyscy czytelnicy zapewne kojarzą, że jest pan bielszczaninem. Bywa pan czasem w Bielsku-Białej?
Kocham góry. Z rozrzewnianiem wspominam czasy, kiedy przed spektaklem czy też po próbie mogłem wyskoczyć na spacer na Błatnią lub pojechać na narty do Szczyrku. W Bielsku-Białej mam rodzinę, przyjaciół. Gdy tylko pozwala mi na to czas, przyjeżdżam tam z przyjemnością.
Dziękuję za rozmowę.
Również dziękuję.
***
O PROJEKCIE:
„Legendy polskie” są projektem z pogranicza kultury i reklamy, który jest wyjątkowym sposobem na budowanie marki w cyfrowym świecie. Projekt przedstawia na nowo znane, tradycyjne polskie historie w sposób atrakcyjny i zrozumiały dla młodego odbiorcy, żyjącego w świecie Internetu i mediów społecznościowych. Allegro do projektu zaprosiło znanych twórców, aktorów i muzyków, a reżyserię powierzyło Tomaszowi Bagińskiemu.
Postać Boruty wśród fanów cyklu jest już nazywana kultową. Jak mówi Tomasz Drabek: „Trudno przyzwyczaić się do bycia diabłem, ale lubię tę postać, mogę bezkarnie być zły. Co do inspiracji…. Jakimś wzorcem był John Milton z „Adwokata diabła”, Al Pacino wspaniale połączył poczuci humoru, inteligencję i grozę. Robiłem co mogłem by zbliżyć się do tego wzoru, zachowując jednocześnie słowiański charakter.”
Dotychczas z serii „Legend…” ukazały się krótkometrażowe filmy, dostępne wyłącznie w Internecie: „Smok”, „Twardowsky”, „Twardowsky 2.0”, „Operacja Bazyliszek”, „Jaga”.