Felieton Main

Mamma mia! Hande hoch!

Pierwszy raz byłem w teatrze na meczu (w stroju wieczorowym) i to podczas wojny. Achtung: z szalikami do teatru nie wpuszczają.
Po przedstawieniu, wiedziony ciekawością i nieświadomy tajemnic lokalnej historii wpisałem w wyszukiwarce internetowej (a jak wiadomo w Internecie jest wszystko) „skoczów mecz niemcy włochy wojna” z nadzieją, że uzupełnię braki z zakresu historii powszechnej mojego regionu. Pojawiło się mnóstwo stron, z których żadna nie poruszała tematu „skoczów mecz niemcy włochy wojna”. Historia spotkań tych drużyn okazała się bardzo trudna do odszukania. Właśnie w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej zaprezentowano odświeżoną wersję tej zapomnianej historii.
Spektakl muzyczny „Ciało Bambina” opowiada o losach mieszkańców (głównie mieszkanek) Skoczowa splatających się z losami żołnierzy niemieckich i włoskich stacjonujących w tym mieście podczas II wojny światowej. Ukazuje życie lokalnej społeczności, którą w swej nieprzewidywalności stworzyła wojna. Choć historyczny fakt, jakim było stacjonowanie włoskiego wojska nie był znaczący, to jednak pozostawił trwały ślad w życiu lokalnej społeczności. O jaki ślad chodzi? Pozostawiam rozwiązanie tej tajemnicy odbiorcom sztuki.
„Tradycyjny” wojenny temat został ujęty w nowatorski sposób. Forma została wymuszona treścią i można powiedzieć, że to się ze sobą zgrało. Rozgrywki piłki nożnej pomiędzy Niemcami, Włochami i Polakami mieszały się ze zbrojną konfrontacją. Rywalizacje przenikały się wzajemnie. Nie było wiadomo, kiedy walczyli piłkarze, a kiedy grali żołnierze. Napięcie owych pojedynków było intensywne i dramatyczne. Zarówno walka, lub gra toczyła się zaciekle – na śmierć i życie. Pomimo takiego „sportowego” ujęcia udało się zachować tragizm sytuacji, napięcie emocjonalne stanu walki, zagrożenie, niepokój niczego nie ujmując z dramatyzmu wojny. Forma (sportowa gra w przedstawieniu nie jest rozrywką, lecz śmiertelną walką) nie ujmuje powagi sytuacji i wymowy martyrologicznego tematu. Być może do młodego pokolenia bardziej przemawia rywalizacja sportowa niż walka zbrojna. Współcześnie, mecze odbywają się na żywo (to nas dotyczy aktualnie), a wojna to stara, smutna, ponura przeszłość. Kolejne pokolenie opisuje historię nieco inaczej, nie zmienia jej – nadal mówi prawdę. Wojna, walka w bardzo emocjonalny sposób opisana językiem sportowego komentatora jest nie mniej dramatyczna, bezwzględna, niszcząca, przerażająca. Tętni, intensywnie pulsuje, nadaje sztuce dynamizmu. Niepokoi, buduje napięcie, a nawet budzi strach. Młode pokolenie mówi swoim językiem. Ma do tego prawo. Do mnie przemawia ten język i takie ujęcie przypadło mi do gustu.
Podczas meczów pomiędzy drużynami Niemiec, Włoch i Polski nie znikają granice narodowościowe, a wręcz  podziały są istotą tych walk. A może to nie jest gra, skoro giną ludzie? Może to tylko pozory gry? Co kryją?
„Sport łączy się z nienawiścią, zazdrością, samochwalstwem, łamaniem wszelkich zasad gry oraz sadystyczną przyjemnością towarzyszącą obserwowaniu aktów przemocy: innymi słowy to wojna, tylko, że bez strzelania.” twierdził George Orwell. W przedstawieniu padały strzały. Czyż zwycięstwo nie ma na celu potwierdzenie naszej wyższości, a sensem rywalizacji nie jest pokonanie przeciwnika?
Forma gry w piłkę nożną w przedstawieniu poza tym, że stanowi przenośnię walki zbrojnej, jest mocno osadzona i uzasadniona, bowiem drużyny faszystowskich Niemiec i Włoch faktycznie rozgrywały między sobą mecze na skoczowskim stadionie, a jeden z bohaterów sztuki był piłkarzem.
Na tle niemieckiej okupacji płynęło codzienne życie śląskiego miasteczka. Wnikamy w relacje międzyludzkie. Z bohaterami doświadczamy namiętności, nienawiści, bohaterstwa, śmierci, odwagi, zazdrości – wszystkiego z czego składa się także nasze dzisiejsza, zwyczajna egzystencja. Jesteśmy również świadkami tej najważniejszej emocji – miłości, która odgrywa główną rolę. Zuzanna – młoda Polka, zwykła, prosta dziewczyna i Sebastiano – piłkarz, włoski żołnierz z Sycylii spotkali się przypadkowo. Ci, którzy nie wierzą w przypadki stwierdzą zapewne, że byli dla siebie przeznaczeni, że spotkanie było nieuniknione, a plątanina zdarzeń wojennej zawieruchy była tylko po to, żeby ich do siebie zbliżyć. Mimo czasów pogardy młodzi próbują zachować normalność. Wojna w pewien nierozerwalny sposób na zawsze splotła węzeł ich losów. Historia osobista komponuje się z historią powszechną. A może właśnie z takich intymnych historii tworzy się nasza przeszłość, miasteczka, kraju, Europy, świata?
Nie dziwi mnie ten romans. Co może czuć zwykła prosta, zagubiona, zaniedbana uczuciowo przez męża partyzanta dziewczyna ze Skoczowa, na którą zwrócił uwagę młody, energiczny, włoski napastnik ze słonecznej Sycylii? Jak rasowy napastnik, najpierw przeprowadził grę wstępną, później przepuścił atak. Zakochana dziewczyna dała się napastować… Włoch – wiadomo, jak to Włoch – zakochany w krągłościach, piłka też jest okrągła… Pochodzili z różnych światów. Oboje mówili w różnych językach, ale to nie przeszkadzało w tym, żeby te języki się spotkały. Doszło do porozumienia pozawerbalnego – na poziomie komórkowym (o wiele skuteczniejszego niż rozmowa). Na poziomie komórkowym język werbalnej komunikacji zupełnie nie ma znaczenia. Taki rodzaj kontaktu najczęściej przeżywa się w ciszy, ewentualnie wydając z siebie dźwięki powszechnie zrozumiałe, które służą jeszcze głębszemu zbliżeniu. Zamiast ust i języka używa się w tym sposobie komunikacji zupełnie innych członków. Mowa ciała jest bardziej uniwersalna niż komunikaty wygłaszane w narodowych językach. Okazuje się, że pożądanie na wojnie nie ginie, a w niektórych przypadkach nawet przybiera na sile.
Opowiedziana i zaśpiewana na scenie historia jest prosta i wielowątkowa. Nie ma w niej postaci jednoznacznych. Nie wiadomo kto w tej opowieści jest wrogiem, kto bohaterem, a kto ofiarą. Jak ocenić okupanta, Niemca – Hansa wyzutego z emocji, który otruł własną dziewczynę (żydówkę), ale uratował życie Włochowi? Jak ocenić Bystrego – odważnego partyzanta, patriotę który choć dzielnie walczył w słusznej, narodowej sprawie, poniósł druzgocącą klęskę w życiu osobistym? A może bohaterem była Anka walcząca z okupantem, ale i sama z sobą… a może niepozorna Zosia Dziewica, o której poświęceniu i heroizmie nikt nigdy się nie dowie? Ale czy to wojna miesza ludziom w głowach (i sercach)? Czy jest to gmatwanina, plątanina uczuć, która nie mogłaby się wydarzyć w innych okolicznościach ?
Bohaterem jest również Skoczów. Miasto nierozerwalnie związane z życiem ludzi. Scalające, jednoczące fizycznie miejscem mieszkańców – zarówno katów jak ofiary, zwycięzców i pokonanych, niszczących i niszczonych, kobiety i mężczyzn. Miasto jest jak organizm, ciało, a ciało jest jak miasto. Miejska tkanka tętni życiem. Stadion, basen, rynek wszystkie te miejsca możemy odnaleźć na mapie Skoczowa. Historia jest mocno osadzona w miejscu i czasie. W niekonwencjonalny sposób przechadzamy się po konkretnych uliczkach miasta, kibicujemy na konkretnym stadionie, idziemy do konkretnego kina, podziwiamy taniec synchroniczny na konkretnym basenie. Elementy miasta żyją w symbiozie z mieszkańcami, stanowią z nimi wspólną całość.
Tożsamość miejsca jest podkreślona przez ludowe, regionalne przyśpiewki w wykonaniu chóru piłkarzy. Porywający wykon. Zagrali śpiewająco. Dynamicznie, z werwą, polotem, finezją. Ta gra może się podobać. Z głosów kobiecych tradycyjnie – głos Wiktorii Węgrzyn – jak dzwon. Pamiętam, że śpiewała „ładnie”, ale nie pamiętam o czym. Oriana Soika pochłonięta rolą zaangażowana w postać dała z siebie wszystko. Doskonale sprawdza się w dramatycznych, głębokich rolach, wewnętrznie skomplikowanych postaci. Nie pierwszy raz zwraca na siebie uwagę… Po niektórych scenach chciałoby się zawołać „Replay, Replay!” (powtarzając za Maksymilianem „Maksem” Paradysem*).
Sztuka nie jest pozbawiona dystansu, choć traktuje o sprawach bardzo poważnych. Wojna to też życie… bolesne, ale ciągle życie, choćby było najstraszniejsze zawsze jest w nim miejsce na odrobinę nadziei. Niepokonana pozostaje chęć życia i niezłomny jest instynkt istnienia. Życie silniejsze jest niż zniszczenie i strach, a odruchy serca zdają się nie zważać na okoliczności.
Spektakl muzyczny jest sprawnie zrealizowany. Instrumenty grają. Zawodowi gracze, czyli aktorzy grają zawodników grających w piłkę nożną. Gra aktorska jest koncertowa, aktorki koncertują (dziewczyny rządzą). Gra nawet gra słów w tytule. Dobra gra. Wszystko gra.
Nadmienię jeszcze (amatorom szamponów do włosów i kibicom żyletek do golenia), że Robert Lewandowski (ojciec Klary) gra w niemieckiej drużynie i bynajmniej nie jest to praca przymusowa. Trochę to smutne, że po siedemdziesięciu trzech latach od zakończenia „wygranej” wojny, najlepsi polscy piłkarze dobrowolnie grają w niemieckich klubach. Piłkarskie powiedzenie mówi: w piłkę nożną grają wszyscy, ale zawsze wygrywają Niemcy. Może to się z wojny wzięło, że Niemcy grają futbol siłowy – brutalnie kopią w piłkę, a później strzelają. Żeby na finał nie było tak tragicznie na pocieszenie dodam, że 11.10.2014 – na Stadionie Narodowym w Warszawie (odbudowanej), wygraliśmy mecz z Niemcami 2:0. Do boju Polsko!
Damian Górecki
* Jeden z bohaterów filmu „Seksmisja”