Ludzie Main

Paweł Kotla. Muszę robić coś więcej

Z Pawłem Kotlą, dyrygentem, rozmawia Anita Szymańska

Mieszkał pan wiele lat w Londynie. Czym tam się pan zajmował?

To długa historia! Urodziłem się w Szczecinie. Jednak jako młody skrzypek, w wieku 15 lat, przeniosłem się do słynnego wówczas Liceum Muzycznego w Poznaniu. Kiedy decydowałem się na studia, wiedziałem, że to musi być dyrygentura w Akademii Muzycznej w Warszawie, gdzie dyplom zrobiłem u profesora Bogusława Madeya, pod którego kierunkiem uczył się wcześniej m.in. Jerzy Maksymiuk. W międzyczasie był roczny epizod praktyk dyrygenckich w prestiżowej Chetham’s School of Music w Manchesterze, studia na Accademia Musicale Chigiana w Sienie, a po odebranym dyplomie magisterskim wyjazd na studia do Wielkiej Brytanii. I tak w 1996 roku wyjechałem dzięki stypendium British Council na studia podyplomowe na Uniwersytecie w Oksfordzie. Już po kilku miesiącach dostałem propozycję prowadzenia orkiestry uniwersyteckiej, a po otrzymaniu dyplomu – pracy w uczelni Guildhall School of Music and Drama w City of London i w Birmingham jako asystent słynnego sir Simona Rattle’a. Przeniosłem się do Londynu i tak zaczęła się historia mojej emigracji. Dopiero po kilku latach mieszkania i pracy w Wielkiej Brytanii wróciłem na pierwsze koncerty w Polsce. Jedną z pierwszych instytucji, które mnie wtedy zaprosiły, była Filharmonia Poznańska. Potem posypały się następne angaże, a 20 lat później okazało się, że mam za sobą koncerty z niemal wszystkimi polskimi orkiestrami. Byłem tutaj szefem artystycznym m.in. Płockiej Orkiestry Symfonicznej oraz Opery i Filharmonii Podlaskiej. Jednak jednocześnie dyrygowałem też orkiestrami w Brazylii, Szwecji, Rosji, Monako, Gruzji, Mołdawii, na Białorusi i Ukrainie. Projektem, który łączył te polskie i międzynarodowe doświadczenia, było stworzenie dla Instytutu Adama Mickiewicza na polską prezydencję w Unii Europejskiej w 2011 roku międzynarodowej orkiestry młodzieżowej I, CULTURE Orchestra, z którą mieliśmy wtedy największe chyba w Europie tournée – aż do 7 stolic europejskich, zakończone 11 listopada 2011 koncertem w Filharmonii Narodowej w Warszawie w obecności prezydenta Bronisława Komorowskiego. Mieliśmy doskonałe recenzje i projekt istniał aż do zeszłego roku. Od września regularnie koncertuję jako pierwszy dyrygent gościnny Filharmonii Dolnośląskiej.

Co dyrygent tak wielu orkiestr, mieszkający dotąd w Londynie, robi w Bielsku-Białej?

Londyn uwielbiam. I to nie tylko z powodu doskonałej oferty kulturalnej. Dzielnica Canary Wharf w londyńskich Docklands, do której się tam wprowadziłem, jest wspaniałą kombinacją niezwykłej historii i kipiącej życiem nowoczesności w jednym z największych centrów biznesowych świata. Do tego zawsze zachwycała mnie Tamiza, nad którą mieszkałem. Nigdzie chyba nie czułem się tak bardzo związany z danym miejscem, jego historią i indywidualnym charakterem. Jednak czułem, że muszę inaczej podejść do swojej kariery. Wyjść poza ramy samego dyrygowania i zacząć tworzyć coś o szerszym zasięgu i trwalszej wartości. I to przede wszystkim tu, w Polsce, gdzie możliwości wydawały się coraz większe i gdzie miałem nadzieję swoje międzynarodowe doświadczenie wykorzystać. Zawsze fascynowała mnie także Szwajcaria, z którą kojarzyło mi się moje dzieciństwo, bo wtedy często jeździli tam moi rodzice. I właśnie tu, w okolicach Bielska-Białej, miałem wrażenie, że odkryłem trzy lata temu wspaniały kompromis – kawałek Polski najbliższy właśnie klimatom szwajcarskich krajobrazów. Nie bez znaczenia było to, że czuło się, że w tej okolicy i tym mieście drzemie jakaś wyjątkowa energia. To właśnie w tym miejscu może już wkrótce coś ciekawego się dziać. Londyn to niesamowite miasto, ale jednak kilku rzeczy mu brakuje. I te rzeczy odnalazłem właśnie tu, gdzie postanowiłem mieć swój drugi dom.

Jest z pana trochę taki niespokojny duch, ciągle w podróży – między jednym projektem a drugim. Jakie festiwale, projekty muzyczne pan realizował? W co aktualnie jest pan zaangażowany?

O swojej dotychczasowej pracy już wspominałem i myślę, że zbyt dużo czasu zajęłoby zagłębianie się w dalsze szczegóły. Decydującym elementem było to, że miałem coraz silniejsze wrażenie, że muszę robić coś więcej niż dyrygować – przenosić swoje międzynarodowe doświadczenia na polski grunt. Dlatego zaangażowałem się w przygotowanie konferencji na temat organizacji polskich instytucji muzycznych. Szczególnie ważnym takim wydarzeniem była konferencja w Szczecinie, którą zorganizowałem wspólnie ze Stowarzyszeniem Orkiestr Brytyjskich. Zaprosiliśmy dyrektorów brytyjskich orkiestr i szefów stowarzyszeń orkiestrowych m.in. z Finlandii, Niemiec, Węgier i Hiszpanii, których wreszcie dyrektorzy polskich zespołów mogli bezpośrednio zapytać o rozwiązania, jakie stosują ich zagraniczni partnerzy. Podobne wydarzenie organizowałem potem dla Instytutu Muzyki i Tańca w ramach Konwencji Muzyki Polskiej w Warszawie.

W Bielsku-Białej powstała ciekawa inicjatywa pod nazwą Fundacja Temida Art&Business. Do czego została powołana i jaka jest pana w niej rola?

Od wielu lat zwracały się do mnie różne instytucje i organizacje z prośbą o udostępnienie moich międzynarodowych kontaktów i wspólne organizowanie projektów promocji polskiej muzyki za granicą. Wyszło z tego wiele wspaniałych wydarzeń, ale były też takie, które nie do końca mnie satysfakcjonowały lub nie łączyły się w jakieś konsekwentne i długofalowe działania. Dlatego od jakiegoś czasu myślałem o stworzeniu organizacji, która samodzielnie tworzyłaby takie projekty i ubiegała się o konkretne środki na ich realizację. Udało mi się namówić do współpracy bielską kancelarię podatkową Temida Księgowi, która działała na rynku od ponad 25 lat, dzięki której mogliśmy to zorganizować profesjonalnie także od strony finansowej. W październiku 2018 roku stworzyliśmy zarząd, błyskawicznie przeszliśmy przez procedury rejestracyjne i już w miesiąc później przygotowywaliśmy pierwsze projekty i wnioski grantowe. A 15 miesięcy później mamy za sobą już realizację kilku projektów zagranicznych m.in. dla MSZ , w tym obchody 10-lecia Partnerstwa Wschodniego Unii Europejskiej w Mołdawii, Gruzji i na Ukrainie, duże doświadczenie w przygotowywaniu wniosków grantowych, które konsekwentnie uzyskują wysokie oceny, a przede wszystkim duże zaufanie naszych odbiorców i sponsorów. Kulminacją tego było zlecenie nam przez Instytut Adama Mickiewicza i Ambasadę RP w Mińsku przygotowania projektu pilotażowego festiwalu kultury polskiej w Grodnie, który ma być główną platformą współpracy kulturalnej i dyplomatycznej w tym bardzo ważnym dla Polski rejonie. Projekt jest gotowy, zyskał już aprobatę nie tylko lokalnych władz, ale także Jurija Bondara – ministra kultury Białorusi. Teraz czekamy na ostateczne decyzje finansowe.

Na naszych oczach w Bielsku-Białej powstaje nowoczesna hala koncertowa (Cavatina Hall). Czy jest tu miejsce na kolejne wydarzenia muzyczne – o światowym formacie? Czy takie wydarzenia są wizytówką miast?

Myśląc o działaniach międzynarodowych, dość szybko zauważyłem, że i tutaj na miejscu można byłoby coś ciekawego zrobić. Kilka lat temu, zanim jeszcze stanąłem jedną nogą w Bielsku-Białej, wpadła mi w ręce książka „Miasto Archipelag. Polska mniejszych miast” Filipa Springera. Fascynująca, ale niestety często smutna opowieść o polskich miastach, które pod koniec zeszłego wieku utraciły status miast wojewódzkich. Autor wykonał olbrzymią pracę, starając się rozdział po rozdziale, ulica po ulicy, plac po placu poznać, zrozumieć i opisać często smutny los miejsc, które w tamtym momencie dramatycznie utraciły swój status i znaczenie. Niestety w większości z nich zaowocowało to spowolnieniem gospodarczym i wyjazdem wielu mieszkańców, którzy nie widzieli tam dalszych perspektyw dla swojego życia. I właściwie jedyną pozytywną historią w tym morzu smutku była właśnie opowieść o Bielsku-Białej. Mieście, które ludzie lubią, które całkiem nieźle rozwija się gospodarczo, jest pięknie położone i stosunkowo zamożne. Mieście z potencjałem. Jednak ze swojej perspektywy zawodowej zauważyłem też obszary, w które można byłoby zainwestować. Miasto, które jest wielkości Olsztyna i większe od niejednego miasta wojewódzkiego, jest największą aglomeracją miejską w Polsce nieposiadającą stałego zespołu orkiestrowego. Bielszczanie muszą jechać do Katowic lub Ostrawy, żeby usłyszeć symfonię! Dlatego wymyśliliśmy Beskidzki Festiwal Klasyki. Mieliśmy szalone szczęście, że jego pierwszą edycję zgodziły się wesprzeć Akademia Techniczno-Humanistyczna, władze województwa śląskiego i firma Cavatina Holding, która planowała tutaj zbudować pierwszą w środkowej Europie dużą prywatną salę koncertową. Stąd wzięła się nazwa pierwszej edycji: Cavatina Classics. A jeśli chodzi o wizytówkę miasta? Pełne sale na koncertach tutejszych festiwali jazzowych i w Teatrze Polskim, dokąd widzowie przyjeżdżają także z dalekich zakątków Polski, są najlepszym przykładem, że takie wydarzenia najlepiej promują miasto. W dziedzinie muzyki klasycznej jest oczywiście Festiwal Kompozytorów Polskich, który jednak skupiony jest na polskich twórcach i wykonawcach. Zwłaszcza w kontekście budowy nowej sali koncertowej i remontu sali BCK potrzebna jest oferta muzyczna, w której znajdą się artyści także muzyki klasycznej z najwyższej światowej półki, tacy jak Valentina Igoshina i Charlie Siem, którzy gościli na pierwszej edycji BFK. Tutejsza szkoła muzyczna wypuszcza doskonałych absolwentów, których spotykam potem w wielu polskich orkiestrach i którzy często mówią mi, jak chętnie wróciliby pracować w swoim rodzinnym mieście. W czerwcu zeszłego roku nasza fundacja przygotowała dla przedstawicieli Cavatiny wizytę studyjną do Londynu i Birmingham, gdzie mogli spotkać się z dyrektorami najważniejszych orkiestr (w tym słynnej London Symphony Orchestra) i najlepszych tamtejszych sal koncertowych. Firma ma dzięki temu dostęp do najlepszych na świecie specjalistów w tej branży. Postawiła sobie niezwykle ambitne zadanie i trzymam kciuki, żeby przełożyło się to na doskonały efekt. W planie mamy jeszcze inne działania w regionie. Chcielibyśmy je realizować we współpracy z partnerami po stronie słowackiej i czeskiej. Jesteśmy już po bardzo obiecujących rozmowach.

Chciałby pan w jakiś sposób zmienić to miasto? Jeśli tak, co osoba z zewnątrz mogłaby podpowiedzieć?

Mając za sobą doświadczenie mieszkania prywatnie lub służbowo w ponad 10 miastach w Europie, widzę, że Bielsko-Biała stoi przed wyzwaniami, którym wiele innych ośrodków miejskich podołało już kilka lat temu. O kulturze mówię. Ale te najbardziej palące są po stronie ekologii i transportu publicznego. Jak na tej wielkości miasto są bardzo przyzwoite połączenia drogowe. To prawda, że przydałyby się szybsze drogi w takich kierunkach jak Kraków i Żylina. Jednak za każdym razem, kiedy przyjeżdżam z Londynu (gdzie już 25 lat temu zorientowano się, że w pewnym momencie jedynym sensownym rozwiązaniem jest inwestycja w regularny transport publiczny, bo więcej dróg po prostu zbudować się nie da), nie mogę nadziwić się, że wśród tutejszych znajomych nie mam chyba nikogo, kto regularnie korzystałby z tutejszych autobusów. Dodatkowo miasto przecież mogłoby być zaledwie godzinę jazdy od trzech międzynarodowych lotnisk (w tym posiadającego świetny terminal kolejowy lotniska w Ostrawie, na które jazda samochodem wymaga w tej chwili uiszczania dodatkowo opłat autostradowych!). I na żadne z nich nie można dojechać tanim i regularnym transportem publicznym. Poprawienie tej sytuacji mogłoby mieć ogromny wpływ na szybki rozwój gospodarki i turystyki oraz poprawę ekologii. Wymaga to wieloletnich i cierpliwych działań. Nie od razu mieszkańcy zauważą, że nie muszą już czekać pół godziny na następny autobus i że przyjemnie jest oszczędzić sobie stresu szukania miejsca parkingowego. Życzę miastu, żeby było bardziej samowystarczalne. Żeby osoby z aspiracjami mogły tu na miejscu znaleźć czyste powietrze i doskonałą gastronomię, a także wysokiej klasy i różnorodną ofertę kulturalną, po którą w tej chwili muszą zwykle jeździć do Katowic czy Krakowa. Żeby łatwo było dostać się do niego z najdalszych zakątków Europy, a po wieczornym koncercie czy przedstawieniu teatralnym pójść na kolację z lampką wina i bezpiecznie wrócić do domu transportem publicznym. I żeby bielszczanie częściej mogli z dumą i satysfakcją przyjmować tutaj gości z całego świata.

Dziękuję za rozmowę.

Ja także dziękuję.