Ludzie Main

Wigilijny karp po żydowsku

Z Dorotą Wiewiórą, przewodniczącą Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Bielsku-Białej,

rozmawia Agnieszka Ściera-Pytel. Zdjęcia: Anita Szymańska

Ten przewrotny tytuł został przywołany dzięki odwiecznemu sporowi o to, co w kuchni jest polskie, a co żydowskie. Jak się okazuje, żydowscy bielszczanie zostawili w naszej tradycji wiele smaczków, które nieświadomie przypisujemy kuchni śląskiej, cieszyńskiej czy galicyjskiej. Z panią Dorotą Wiewiórą spotykamy się w siedzibie Gminy Wyznaniowej Żydowskiej, mieszczącej się w kamienicy przy ul. 3 Maja. Elewacja i korytarz czekają na remont, ale w środku wita nas piękne i ze smakiem urządzone wnętrze, a suto zastawiony stół zachęca do dłuższego posiedzenia. W sumie można by

tu nawet zamieszkać. Mamy szczęście, bo pani Dorota właśnie wróciła z Izraela, gdzie odnawiana była umowa z miastem partnerskim Akko, dlatego mamy okazję spróbować koszernego humusu i chałwy prosto z Izraela. Potrawy na stole dobrane są nieprzypadkowo, gospodyni objaśnia, co się je w poszczególne święta (choć to zaledwie ułamek bogatej tradycji kulinarnej Żydów).

Tych podobieństw jest o wiele więcej. W Szabat je się śledzie i gefilte fish, czyli karpia w galarecie. Na święto Pesach podaje się żydowski kawior, oczywiście z macą. Alkoholem, oczywiście koszernym, koniecznie się trzeba upić na Purim. Pączki na Chanukę – jedyne święto, podczas którego pobożni Żydzi mogą podróżować. To ośmiodniowe święto upamiętniające cud, który się zdarzył po sprofanowania świątyni jerozolimskiej. Żydzi odzyskali synagogę, ale było tam niewiele rytualnie czystej oliwy potrzebnej do zapalenia menory – siedmioramiennego świecznika. I zdarzył się cud. Niewielka ilość oliwy, która pozostała w świątyni, wystarczyła do tego, żeby Żydzi przez osiem dni wytłoczyli świeżą oliwę. Na upamiętnienie tego cudu je się wszystko, co w oliwie było smażone: pączki (hebr. sufganijot), placki ziemniaczane (jid. latkies), racuchy z chałki. W tym roku Chanuka rozpoczyna się

22 grudnia o zachodzie słońca i trwa do 30 grudnia. Dzieci otrzymują w tym czasie drobne pieniądze lub upominki.

Chanuka kojarzy mi się z tłustym czwartkiem.

Proszę bardzo, podobieństwo!

Kuchnia żydowska jest przepełniona symbolami.

Część świąt u Żydów wynika z tradycji, a część z nakazów religijnych. Weźmy na przykład święto Purim, które wywodzi się z historii opisanej w Księdze Estery. Zły Haman planował zagładę Żydów. Dzięki przebiegłości Estery jego plan się nie powiódł. Purim jest pełnym radości świętem, karnawałem, symbolem żywotności narodu. Na to święto je się ciasteczka w kształcie uszu Hamana (hamantaszki) i pije wódkę, żeby zapomnieć o tym złym Hamanie. W synagodze podczas modlitwy, gdy wspomina się imię Hamana, wszyscy hałasują kołatkami, tupią nogami, aby to znienawidzone imię zagłuszyć.

Wódka też musi być koszerna?

Z tą koszernością wódki to jest bardzo ciekawa sprawa. Ja sobie nie zdawałam sprawy, ile trzeba spełnić warunków, żeby wyprodukować koszerny alkohol. Począwszy od tego, że trzeba zwiedzić plantację, na której pszczoły zbierają miód, nie mówiąc o wodzie, która jest pobierana w Wapienicy, z żydowskiego źródła. Jak się zakłada albo zmienia linię produkcyjną, to przyjeżdża rabin. Każdy produkt musi być koszerny, czyli czysty. Musi mieć certyfikat, mało tego, różni Żydzi uznają certyfikaty koszerności różnych rabinów. Żydzi niemieccy, dla których głównie bielski zakład „N…” produkuje alkohole, uznają tylko certyfikat rabina chasyda, którym naczelny rabin Polski nie jest. Natomiast bielska wytwórnia alkoholi „P…”, produkująca głównie na rynek amerykański, uznaje koszerność polskiego rabina.

Jak jest różnica pomiędzy kuchnią żydowską a izraelską?

Obecnie w Izraelu mieszka około 80 narodowości. Każda z tych nacji, przyjeżdżając do Izraela, przywiozła swoje przepisy kulinarne, mniej lub bardziej zgodne z nakazami Tory. We współczesnym Izraelu dzięki temu jest miks tych wszystkich kuchni. Kiedy Żydów wygnano z Półwyspu Iberyjskiego, część z nich pozostała w krajach hiszpańskich. Ta kuchnia została bardziej iberyjska. To są Żydzi wychowani w kulturze sefardyjskiej. Natomiast ci Żydzi, którzy poszli w stronę Europy Środkowej

i Wschodniej, mają kuchnię Żydów aszkenazyjskich. I jak szli, tak zbierali przepisy, które były zgodne z nakazami Tory, i teraz w Izraelu jak się idzie do restauracji, to trudno rozróżnić, co pochodzi skąd, bo nawet Arabowie pozostawili swój ślad na współczesnej izraelskiej kuchni.

Co różniło Żydów aszkenazyjskich od sefardyjskich?

Na przykład karpie przyrządzali wyłącznie Żydzi aszkenazyjscy. Sefardyjscy w ogóle nie znali karpi.

Interesuje mnie pani życie. Czy pani jest Żydówką?

Nie inaczej.

Jak się pani uchowała w Polsce? Wielu bielskich Żydów po wojnie w 1957 musiało uciekać do Izraela.

Praktycznie cała rodzina mojego taty i wiele innych rodzin wyjechało w 1957 roku. Zostały w Bielsku-Białej głównie te rodziny, które były wymieszane, czyli małżeństwa nie stricte żydowskie. Praktycznie państwo izraelskie zbudowali Żydzi z Polski. Kneset na początku swojej działalności brzmiał po polsku. Mój ojciec ożenił się w 1949 roku z Wisią Eberson, pochodzącą z rodziny żydowskich adwokatów. Nie wiem, jak przetrwali wojnę, ale uchowała się cała rodzina. Natomiast mój ojciec przyjechał tutaj z Krakowa. Pradziadek był rabinem w gminie żydowskiej w Krakowie. Tato jeszcze przed wojną przyjeżdżał do Bielska do stryja Josefa Schreibera (tak brzmi moje panieńskie nazwisko). Stryj miał przedsiębiorstwo przewozowe na Sikorniku. Ojciec przyjechał do Bielska, myśląc, że może część tej rodziny bielskiej się uchowała. Z całej ponad siedemdziesięcioosobowej rodziny uratowali

się tylko mój tata Aleksander, jego brat Gustaw i jedna kuzynka – Pola Lewkowicz. Ojciec skończył tu razem z bratem czteroletnią szkołę dla przyszłych włókienników. I trzeba było budować socjalizm. Rodzina Ebersonów, widząc, co się dzieje, zamierzała wyemigrować do Izraela. Dostali pozwolenie na wyjazd z obydwiema córkami (jedna z nich była żoną mojego taty). Natomiast mój ojciec i mąż drugiej siostry nie dostali pozwolenia. Bo ktoś ten socjalizm musiał budować. Ebersonowie wyjechali, mając nadzieję, że po pewnym czasie mężowie w końcu dotrą. Ale tak się nie stało. Życie toczyło się dalej. Kiedy mój ojciec pracował już w zakładzie włókienniczym, poznał moją mamę i pobrali się.

Pierwsze małżeństwo zostało unieważnione?

Tak, rozwód nastąpił poprzez ambasadę holenderską. Nie było wówczas stosunków dyplomatycznych pomiędzy Polską a Izraelem. Komunizm był okrutny, a po przeżyciach wojennych ci młodzi ludzie chcieli żyć. Widać to ze zdjęć, które posiadam w swoim archiwum.

Ja pamiętam, jak w roku 1967 podczas święta Purim bawiła się tutaj ponad setka dzieci. Myśmy mieli szkółkę niedzielną. Chodziłam w niedzielę na zajęcia. Tutaj, gdzie obecnie znajduje się siedziba gminy żydowskiej, od lat 60. działało Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Żydów – organizacja stworzona przez rząd i przez niego dotowana. To nie była organizacja religijna. Myślę, że komuniści chcieli mieć Żydów na oku. Osobną instytucją była ówczesna Kongregacja Wyznania Mojżeszowego. Gminy w obecnej postaci i nazewnictwie powstały dopiero po wprowadzeniu ustawy w 1997 roku. Starzy i pobożni Żydzi chodzili do kongregacji. Mój ojciec przez całe życie był mocno zaangażowany w sprawy kongregacji czy gminy, był przewodniczącym Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów i to on namówił mnie do kontynuowania jego pracy, bo obawiał się, że to, co już osiągnięto, zostanie zaprzepaszczone. Najważniejszym zadaniem było utrzymanie cmentarza, który jest jedynym czynnym na terenie działalności naszej

gminy, czyli obszarze byłego województwa bielskiego.

Pani mama nie była Żydówką, jak sobie poradziła chociażby z gotowaniem koszernych potraw?

Urodziłam się przy Placu Żwirki i Wigury, wszyscy tutaj mieszkali, przy dawnej mijance tramwajów. Wiadomo, że po wojnie to władze komunistyczne przydzielały mieszkania. W naszym był wspólny przedpokój. Po lewej było wejście do Edelmanów, na wprost do nas, czyli do Schreiberów, a na prawo było mieszkanie rodziny Kulków. Dzieliliśmy z Edelmanami łazienkę i kuchnię. Pani Edelmanowa była Żydówką ze Wschodu, więc moja mama uczyła się gotować od niej.

Jak wyglądał ślub rodziców?

To był ślub cywilny. Ja także nie mam męża Żyda i także mam ślub cywilny. Moja córka podobnie. W Bielsku-Białej dzięki wielokulturowości nigdy nie było z tym problemu. W okresie międzywojennym było tutaj sporo małżeństw mieszanych, m.in. ewangelicko-żydowskich. Poza tym jak ja chodziłam do szkoły, to religii w niej nie było. W związku z tym nie było stygmatyzowania, kto chodzi na religię, a kto nie.

Pani wnuczek w jakiej wierze jest wychowywany?

Oczywiście w judaizmie.

Jak jego rówieśnicy podchodzą do niego w szkole?

W ogóle nie są zainteresowani tym, że on nie chodzi na religię. Ja myślę, że dla dzieci to nie ma znaczenia. To dorośli robią z tego problem i próbują dzielić naród. Dziecko myśli w kategoriach: ktoś jest fajny albo nie, a to, czy ktoś chodzi do kościoła, czy nie, w tym wieku nie ma najmniejszego znaczenia. Ja jako dziecko i młoda dziewczyna nigdy nie spotkałam się z ostracyzmem. Przecież zanim rozpoczął działalność FIAT , Bielsko-Biała to było małe miasto i trudno było ukryć swoje pochodzenie. Wszyscy wiedzieli, kto jest Żydem. Mój ojciec, który wyglądał jak pięciu Żydów do kupy wziętych, do emerytury zachował swoje stanowisko w zakładzie włókienniczym. Kiedyś wszyscy jeździliśmy na kolonie żydowskie. Po 1968 to się skończyło. Dopiero po 1989 roku mogliśmy znowu się otwarcie spotykać.

Pani ojciec w końcu mógł pojechać do Izraela. Czy spotkał się z pierwszą żoną?

Niestety nie, ale co ciekawe, ona wyszła za mąż w Izraelu za Żyda także z Bielska i ich syn, urodzony w tym samym roku co ja, jakieś piętnaście lat temu przyleciał do Warszawy na placówkę jako zastępca ambasadora.

Ilu członków liczy bielska gmina żydowska?

Obecnie jest 60 członków. To są osoby zamieszkujące obszar byłego województwa bielskiego. Mamy członków w Cieszynie, Skoczowie, Andrychowie, w Pszczynie (mają bliżej do Bielska-Białej niż do Katowic). W naszej gminie nie ma nowych członków, tak jak chociażby w Warszawie, gdzie jest dużo członków konwertytów. My znamy się od zawsze. Większość z nas to emeryci. Gmina nie jest zasobna, ale jak możemy, tak sobie pomagamy.

Wydarzenia, które organizujecie w gminie żydowskiej, można śledzić na Facebooku.

Owszem, i co mnie cieszy, nie spotykamy się z hejtem! Ja już prawie 30 lat prowadzę tę gminę i pamiętam, różne były władze. Raz bardziej, raz mniej przychylne. W dalszym ciągu choćby nieuregulowane są sprawy mienia po gminie żydowskiej, nie tego prywatnego, tylko tego, które do 1 września 1939 roku było własnością gmin żydowskich lub też innych stowarzyszeń prawnych i służyło celom religijnym, charytatywnym, edukacyjnym. Każde wyznanie w Polsce, na podstawie obowiązujących

przepisów, mogło prowadzić restytucje swojego mienia. Nasze sprawy ciągną się od 1998 roku i nie wiadomo, jaki będzie ich finał.

Wielu bielszczan chętnie uczestniczy w organizowanych przez was wydarzeniach.

To prawda. A dzieje się sporo. Kluczem jest chyba to, że nie prowadzę swoich spotkań w celu szerzenia religii mojżeszowej. Jestem daleka od tego. Mówię o historii, tradycji, szeroko pojmowanej kulturze żydowskiej Często zapraszana jestem na uniwersytety trzeciego wieku. Jest duże zainteresowanie, którego nierozłączną częścią jest kuchnia. Bardzo chętnie jeżdżę z wykładami, rozmawiam z młodymi ludźmi. Jest wielu nauczycieli, którzy zachęcają uczniów, aby brali udział w konkursach,

czy to fundacji Shalom, czy Forum Dialogu. W zeszłym roku uczniowie bielskiego Plastyka dostali dużą nagrodę za stworzenie gry interaktywnej związanej z zabytkami żydowskimi. Bielsko-Biała te tradycje wielokulturowości kultywuje i to jest piękne. To dzieje się także za sprawą dobrej współpracy z miejskimi władzami. Chociaż brakuje tutaj odrębnego stanowiska pełnomocnika ds. mniejszości narodowych.

Może prezydent czyta nasz magazyn i podchwyci pomysł?

Ja to widzę jako stanowisko takie bardziej społeczne i głos doradczy. Musiałaby się znaleźć osoba tak zaangażowana jak Ela Rosińska z Rady Seniorów.

Jak wyglądają wasze spotkania? Czy to nabożeństwa?

Nabożeństw szabatowych nie ma. Dlatego że nasza gmina jest mocno sfeminizowana. W związku z powyższym nie ma minianu, czyli dziesięciu dorosłych mężczyzn, a tylko w takim wypadku może się odbywać modlitwa. Natomiast przyjeżdżają do nas rabini, a nawet rabinka, bo mamy już rabinkę zreformowaną w Warszawie, na duże święta – Pesach, Purim czy Chanukę. Przy czym u Żydów jest tak, że żeby mogła się odbyć modlitwa, nie musi być rabina. Ważne jest, aby był ów minian i żeby był mężczyzna, który potrafi się modlić i potrafi utrzymać porządek modlitwy. Natomiast to, co się widzi, że kobiety modlą się osobno, mężczyźni osobno, to jest w synagogach mocno ortodoksyjnych. Wtedy faktycznie kobiety przebywają na babińcach na górze, a mężczyźni modlą się na dole. W judaizmie, tym mocno ortodoksyjnym, kobiety pełnią taką pośledniejszą rolę niż mężczyźni. Ich zadaniem jest głównie utrzymanie domu, prowadzenie kuchni według zasad Tory, wychowanie dzieci i przede wszystkim ich rodzenie. Dlatego w rodzinach ortodoksyjnych widzi się dużo dzieci. Mężczyźni nie pracują, bo się modlą i spierają o to, co w Torze przeczytali, bo

każdy widzi inne znaczenie przeczytanych w Torze słów. Wznieśmy może toast. Lechaim!

Lechaim! Mam nadzieję, że uda mi się dokończyć wywiad (śmiech).

Jest moc (śmiech). Ortodoksyjni Żydzi stanowią bardzo silną grupę w Knesecie, chcieliby Izrael uczynić państwem totalnie ortodoksyjnym. Miałam okazję przeżyć po raz pierwszy Jom Kipur w Izraelu. To święto przypada 10 dni po Nowym Roku (Rosz Haszana).

A który rok teraz mamy?

5780. Bo u Żydów czas się liczy od powstania świata. Mało tego, kalendarz żydowski oparty jest na fazach księżyca i dlatego my bez kalendarza nie możemy się obyć, bo Nowy Rok raz wypada we wrześniu, a innym razem w październiku. U Żydów Nowy Rok ma zupełnie inne znaczenie niż Nowy Rok dla reszty świata. Jom Kipur to święto, w którym rozmyślamy o przeszłym roku, wspominamy zmarłych, kogo należy przeprosić, komu zrobiliśmy krzywdę. I Najwyższego się prosi, abyśmy zostali dobrze zapisani w Księdze Żywota na następny rok. Wtedy Żydzi poszczą, cały Izrael stoi, samoloty nie latają, nikt nie jeździ, nawet turyści nie odważą się wyjechać. Jedynie co, to karetka pogotowia albo policja. Oczywiście ci pobożni Żydzi modlą się w synagodze. Natomiast reszta społeczności, tej mocno zasymilowanej, urządza pikniki, jeździ na rowerach. Świetnie wygląda, gdy po autostradzie jeżdżą hulajnogi. Jest to naprawdę niesamowite, bo na co dzień w Izraelu panuje ogromny ruch. To mały kraj, gdzie wszystko się tak wartko toczy. W Jom Kipur tam wszystko było zamknięte, nawet arabskie restauracje, które normalnie w Szabat działają. O zachodzie

słońca Jom Kipur się skończył i od razu ruszyły samochody i samoloty, jeden za drugim. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczyłam – miasto bez jednego samochodu i bez latającego nad głową samolotu.

Co zostało z tych starych tradycji?

W naszej gminie spotykamy się na wszystkie kolacje świąteczne. Prowadzimy bardzo dużo działań edukacyjnych skierowanych do młodzieży polskiej. Zresztą wszystkie nasze wydarzenia promocje, odczyty książek, no po prostu wszystko – z wyjątkiem oczywiście świąt, bo te spędzamy w swoim gronie – odbywa się z udziałem naszych polskich przyjaciół. Oczywiście z rodzinami, które są mieszane.

Czy obrzezanie nadal jest kultywowane?

Ale oczywiście, że tak. Żaden pobożny Żyd nie może nie być obrzezany.

Jak wygląda to u pani w domu? Czy to mieszanka judaizmu i tradycji chrześcijańskich?

Mieszanka, ale z przewagą kuchni żydowskiej i życia żydowskiego.

Pani gotuje, to łatwiej.

Ja gotuję, poza tym mój mąż jest bardzo zaangażowany w sprawy gminy żydowskiej. Jesteśmy ponad czterdzieści lat po ślubie i mimo że mąż pochodzi z katolickiej rodziny, chyba przesiąknął i złapał bakcyla. On nadzorował cały remont cmentarza w latach dziewięćdziesiątych. Przecież my nie mamy finansów, aby zatrudniać dodatkowe osoby. Tutaj wszystko opiera się na zasadzie wolontariatu. Po roku 1997, kiedy weszła w życie ustawa o stosunku państwa do gmin żydowskich, nasi dobroczyńcy, głównie ze Stanów Zjednoczonych, stwierdzili, że skoro nas wspiera teraz państwo, to oni są już zwolnieni od obowiązku pomocy. W tym trudnym czasie z pomocą naszej gminie przyszedł Zygmunt Nissenbaum, właściciel zakładu Nisskosher. Bardzo nas wspomagał i tylko dzięki niemu przetrwaliśmy. Obecnie w Polsce funkcjonuje zaledwie 9 gmin żydowskich, nasza jest chyba najmniejsza,

za to bardzo prężnie działająca.

Pani oraz członkowie gminy żydowskiej nie jesteście ortodoksyjnymi Żydami, więc nie było to chyba trudne, aby ktoś spoza waszego kręgu mógł się z wami zasymilować.

Nie było trudne, tym bardziej że ja też sama byłam w rodzinie mieszanej. Oczywiście ojciec miał decydujące słowo, ale mama potrafiła to bardzo dobrze pogodzić. I na przykład kiedy przychodził piątek, mama nie jadła mięsa, więc zawsze w piątki był u nas macebraj. Tę potrawę piecze się z połamanej macy zalewanej na moment wodą, aby lekko namiękła. Do niej wbija się żółtko, lekko soli, do tego dodaje się ubite białko i na masełku obsmaża na patelni. Podaje się z cukrem. Jak dziś pamiętam, że mama do tego parzyła kawę zbożową.

I dało się pogodzić dwie tradycje.

Dało się. Kiedy mama przygotowywała Wigilię, to co przygotowywała? Ano karpia po żydowsku. A na choince wieszało się ozdoby

w kształcie gwiazdy Dawida.

My pewnie też robimy karpia po żydowsku, tylko go tak nie nazywamy.

Pewnie tak (śmiech). Chociaż próbowałam u kilku osób karpia i nie do końca jest on tak przygotowywany, jak zapamiętałam to z dzieciństwa. Na przykład u nas się nie dodawało żelatyny do karpia. Gotowało się głowy, a żeby otrzymać z tego konsystencję galarety, karpia myło się tylko raz. Często żelatyny są robione z wieprzowiny, a to nie jest koszerne. Tato dzielił karpia na dzwonka, mama przyprawiała go solą i cukrem i zostawiała do następnego dnia w chłodnym. Później dodawała bardzo dużo cebuli, marchewkę, rodzynki i korzeń pietruszki i gotowała to tak, jak się gotuje rosół – żeby ledwo co pyrkało. I tak z półtorej do dwóch godzin, po ostygnięciu to się ścinało. Jak już tata odszedł i na mnie spadł obowiązek robienia ryb, to już nieco odstąpiłam

od takiego stricte ortodoksyjnego przygotowywania ryby. Bardzo dużo osób przyrządza karpia w galarecie nie na słodko.

Pani córka także kultywuje tradycje żydowskie?

Tak, ona jest z pokolenia tej odnowy życia żydowskiego. Zawsze jeździła na kolonie żydowskie, teraz jeździ na wczasy dla rodzin z dziećmi żydowskimi. Mój wnuk w przyszłym roku pojedzie na swoją pierwszą kolonię żydowską. Starsza młodzież, która ukończyła 14 lat, jeździ już do Izraela, żeby poznać kraj przodków, i tam ma kontakt z Żydami nie tylko izraelskimi, ale też z całego świata, to świetnie się sprawdza w dalszych kontaktach.

Świąt żydowskich jest bardzo dużo, jak radzicie sobie z ich przygotowaniem czy celebrowaniem, na co dzień pracując i funkcjonując jak katolicka większość społeczeństwa?

Tych świąt i półświąt jest faktycznie sporo. W Izraelu w święta się nie pracuje, a w półświęto pracuje się do 12.00. Państwo polskie gwarantuje nam w Ustawie o stosunku Państwa do gmin wyznaniowych żydowskich wolne w czasie wszystkich świąt żydowskich. Ważne jest, aby przestrzegać zasad kraju, w którym żyjemy. Przestrzegać w miarę możliwości zasad koszerności. Niestety, mieszkając w Polsce, wielu członków żydowskiej społeczności nie ma możliwości odmowy pracy w święta. I tutaj także trzeba zrozumieć interes pracodawców.

Najbliższe święto?

Zawsze w okolicach Bożego Narodzenia jest święto Chanuka. W zeszłym roku to święto zeszło się z Mikołajem i po raz pierwszy na

Placu Chrobrego prezydent Jarosław Klimaszewski odpalał choinkę. W tym roku Chanuka zejdzie się dokładnie z Bożym Narodzeniem. Na Chanukę oprócz tego, że się je pączki i dużo potraw na słodko, to też się daje dzieciom prezenty. Co niektórzy złośliwi mówią, że to dlatego, by dzieciom żydowskim nie było żal, że dzieci katolickie dostają prezenty pod choinkę. Ale to tylko złośliwi tak mówią (śmiech). W każdym razie Chanuka to jest wesołe, radosne święto. Każda z osób w domu ma swoją chanukiję jednorazową i przez osiem dni codziennie, licząc od prawej strony, zapala. W Izraelu w tym czasie we wszystkich oknach palą się świeczki.

Chag Chanuka Sameach.

Lechaim.

Gefilte fish

Karp (ryba o wadze 2-2,2 kg)

Nadzienie: 1 kg fileta z karpia, 3 cebule drobno posiekane, 1 łyżka oleju

roślinnego, 3 jajka, 10 dkg tartej bułki, 100 ml wody, 2 łyżeczka soli,

1 łyżeczka pieprzu, 1 łyżeczka cukru

PRZYGOTOWANIE: Filety drobno posiekać. Cebulę podsmażyć na oleju. Dodać

żółtka i pozostałe składniki. Białko ubić i delikatnie wymieszać z resztą.

Rybę wypatroszyć, rozciąć wzdłuż kręgosłupa, wyjąć kręgosłup, wyciąć

skrzela, oskrobać z łusek, umyć i wytrzeć. Posolić oraz lekko posłodzić

z wierzchu i wewnątrz. Napełnić farszem, zaszyć i zawinąć w gazę. Gotować

na bardzo małym ogniu około 1,5 godz., w lekko posolonym wywarze

z dodatkiem cebuli, marchewki, pietruszki oraz pieprzu. Pozostawić do wystygnięcia

w wywarze, następnie wstawić do lodówki najlepiej na całą noc.

Przed podaniem pokroić w plastry.

Żydowski kawior (3-6 porcji)

1 kg wątróbek z gęsi (lub innych drobiowych), 2 cebule, 4 jajka ugotowane

na twardo, 2 łyżki oleju roślinnego, 3 łyżki smalcu z gęsi,1 łyżeczka soli

1 łyżeczki zmielonego czarnego pieprzu.

PRZYGOTOWANIE: Rozgrzać olej na patelni i usmażyć na nim cebulę na

złoty kolor. Cebulę przełożyć na talerzyk i na tym samym oleju usmażyć

wątróbkę. Nie powinna być krwista. Ostudzoną wątróbkę drobno posiekać

z jajkami oraz z przesmażoną cebulą. Dodać lekko podgrzany tłuszcz z gęsi,

posolić, popieprzyć i starannie utrzeć. Schłodzić w lodówce co najmniej

2 godziny przed podaniem. W wersji dla leniwych wszystkie składniki przepuścić

przez maszynkę do mięsa, następnie dokładnie utrzeć.