Main Okoliczności

Poza dźwiękiem

Na Małej Scenie Teatru Polskiego w Bielsku-Białej został wystawiony monodram „Milczenie”. Scena mała, ale osobowość wielka. Muzyczno-słowny portret Ewy Demarczyk został naszkicowany wrażliwym tekstem Zuzanny Bojdy, sugestywnie zaprezentowany przez Martę Gzowską-Sawicką i muzycznie okraszony przez Nikodema Dybińskiego. Reżyserii podjął się Tomasz Fryzeł.

W przedstawieniu nie chodzi o biograficzne odwzorowanie postaci utalentowanej interpretatorki, ale o coś więcej – o ukrytą przed światem głębię jej osobowości. Intencją tego scenicznego utworu jest próba wniknięcia w to, co działo się w wewnętrznym świecie tej wybitnej artystki, kiedy ekspresja już zgasła i ucichły dźwięki. Twórcy sztuki postanowili dać własną odpowiedź na pytanie, co działo się w jej sercu, głowie, ciele kiedy dźwięki przestały drżeć. To subiektywne poszukiwanie emocji, które mogła przeżywać w milczeniu. Nie związane ze sobą wydarzenia z jej życia stały się inspiracją do komentarza, dopowiedzenia i fantazji ujętej w monolog lub raczej dialog z samą sobą, który przeplatany jest znanymi utworami poezji śpiewanej.

Spektakl za sprawą bohaterki zdaje się przypominać prawdę, że w świecie ciszy nawet najmniejszy dźwięk nabiera znaczenia, w świecie bieli drobina koloru zmienia nastrój, w bezruchu przedmiotów najmniejsza drobinka unoszącego się kurzu staje się obiektem zainteresowania, w takiej „ciszy” stajemy się wrażliwi… w milczeniu odkrywamy siebie. Z niewielkich, ulotnych chwil składa się nasze życie, „Ja” każdego z nas. Na potwierdzenie tego, w tym przedstawieniu szczegół, detal, najdelikatniejszy ruch, dźwięk, grymas twarzy jest niezwykle istotny. Ruch ciałem został ograniczony. Promieniująca twarz aktorki pochłaniała większość uwagi, stała się jakby obliczem osobowości, otwartymi drzwiami do wnętrza Ewy Demarczyk.

Wizualnie sceniczny świat został zbudowany z czerni i bieli. W tej kontrastowej fizyczności pojawił się niematerialny świat kolorów zbudowany z refleksji, wrażeń, emocji i uczuć charyzmatycznej piosenkarki. Z krzesania tych dwóch czarno-białych światów trysnęła iskra, która zamieniła się w płomień pełen dźwięków. Paradoksalnie – obok przejmującej ekspresji na kameralnej Małej Scenie wniknąć można równocześnie w namacalną ciszę. Posłużono się oszczędną formą na rzecz przekazywanych treści, żeby mocniej wybrzmiały – nastrój umiejętnie wspierany był światłem. „Ulotna” scenografia sugerowała prosty, urzekająco delikatny zaświat, który powiewał niczym transcendentna kurtyna.

Zaangażowanie i warunki wokalne Marty Gzowskiej-Sawickiej sprawiły, że można jeszcze (lub pierwszy) raz przeżyć ekstazę na „Karuzeli z madonnami” Białoszewskiego, pojechać znów do „Tomaszowa”, czy zatracić się w upojnym i upojonym “Grande Valse Brillante” oraz spotkać samą Ewę Demarczyk także „poza dźwiękiem”.

Damian Górecki