Felieton Main

„Niebo to dobre miejsce dla naiwnych”

Sezon 2018/2019 Teatr Polski w Bielsku-Białej rozpoczął śpiewająco i z rozmachem. W pierwszym przedstawieniu wytąpiła najgorsza śpiewaczka świata – Florence Foster Jenkins. Postaci tej ciała i głosu użyczyła – w sposób koncertowy  – Beata Olga Kowalska. Musical „Boska” osadzony jest w latach 40. ubiegłego wieku, jego akcja rozgrywa się w Nowym Jorku, gdzie tytułowa diva owładnięta zamiłowaniem do muzyki, realizuje swoją życiową pasję – w niekontrolowany sposób wydaje na świat niepowtarzalne dźwięki.

Dysonans muzyczny wywołany występami Florence, jest zrównoważony przez pełną emocji, bardzo przyjemną, ilustracyjną muzykę, połączoną ze świetną, dynamiczną choreografią. Nie sposób nie wspomnieć w tym miejscu o partiach wokalnych, które brawurowo wykonuje Wiktoria Węgrzyn (Maria). Ależ ten kontrast wrażliwości muzycznej jest niesamowity! Zróżnicowany wachlarz dźwięków w tym przedstawieniu jest niezwykle pochłaniający. W przeżywaniu musicalu pomaga bardzo dobre nagłośnienie.
Florence Foster Jenkins to nie byle kto, choć nuty fałszowała zjawiskowo – odniosła wielki sukces. Nagrywała płyty i dawała koncerty w znamienitych miejscach, między innymi w Carnegie Hall w Nowym Jorku. Odbiorcy zgromadzeni w teatrze mogli przenieść się w czasie do wielkich sal koncertowych za sprawą pomysłowej scenografii. Publiczność została wciągnięta w grę. Żywo i spontanicznie reagowała na występy śpiewaczki.
Postać głównej bohaterki jest nietuzinkowa, oryginalna, niepowtarzalna, boska – czyli raczej nie z tego świata. Boska – tak, ale dopiero po śmierci. Nie wiem, czy pchać się do nieba, skoro ona tam będzie śpiewać, choć ona sama koncertując, była w siódmym niebie. Wielkie brawa dla Beaty Olgi Kowalskiej za ukazanie nadprzyrodzonych niezdolności Jenkins. Aktorka dowiodła, że doskonale nie potrafi śpiewać. Stworzyła postać pełną ciepła, prostoty, ale także naiwności, infantylności, która budzi sympatię, ale do końca nie wiadomo czy się z niej śmiać, czy płakać. Ten stan niepokoju towarzyszy mi ilekroć wspomnę o Florence Jenkins. Nie można odmówić jej autentyczności, szczerości, desperacji na drodze do spełnienia marzeń – marzeń niemożliwych do zrealizowania (mam tu na myśli talent muzyczny, nie sukces finansowy). Niewątpliwie jej popularność nosi znamiona fenomenu – czegoś „na zdrowy rozum” niewytłumaczalnego.
Pomimo usilnych prób nie da się ukryć zażenowania podczas kuriozalnego występu pozbawionej talentu śpiewaczki. Trudno nie wybuchnąć gromkim śmiechem podczas „Arii ze śmiechem” w wykonaniu pozaziemskiej solistki, a im bardziej chce się powstrzymać tę eksplozję pozytywnych emocji, tym bardziej ona narasta, pęcznieje, przybiera na sile, żeby w końcu prychnąć przez rozciągnięte śmiechem usta.
Niemniej jednak, paradoksalnie, dla mnie samo zjawisko ujęte w sztuce jest fascynujące, a nawet zaryzykowałbym stwierdzenie, że inspirujące. Chyba większości ludzi doskwiera tęsknota za talentami, których nie mamy, a które podziwiamy u innych. Nie wiem dlaczego, są ludzie utalentowani, którym życie nie pozwoliło na rozwój jakiegoś bożego daru, a są też tacy, którzy talentu żadnego nie mają, ale śpiewają do nas z reklam telewizyjnych i radiowych wyglądają na nas z bilbordów itd, itp. Przykład Florence potwierdza prawdę, że jedni chcą, a nie mogą, drudzy mogą, ale nie spełniają marzeń.
Nie mogę oprzeć się sile refleksji. Mam taką słabość. Przywołana postać Florence jest dla mnie niezwykle inspirująca myślowo. Oto kilka impulsów, które wywołała. Podczas nagrywania płyt, Elvisowi Presleyowi zarzucano fałszowanie nut. Odpowiedział ponoć, że to prawda, że fałszuje, ale to jest nieważne. Ważne jest to, że jest w tym „feeling” (ang. uczucie). Odnoszę nieodparte wrażenie, że Florence Foster Jenkins cała była „feelingiem”.
Znana jest historia Susan Boyle ze Szkocji, gospodyni domowej, uczestniczce angielskiej wersji „Mam talent”, która obieranym ziemniakom śpiewała operowe arie, głosem potężnym, zjawiskowym. Nie miała marzeń o karierze, nie została divą, choć natura tak szczodrze ją obdarowała. Jej popularność przygasła. Nie zdziwiłbym się, gdyby teraz coś tam w kuchni zwyczajnie pichciła. Niektórym psychika nie pozwala gwiazdorzyć, a innych gna na oślep. A skąd wszechobecne programy telewizyjne, w których każdy chce śpiewać? A popularność karaoke w barach?
Przypominał mi się taki dowcip: Jeden facet pyta przechodnia na chodniku: „Przepraszam, jak się dostać do filharmonii?” Na co drugi odpowiada: „Trzeba ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć”.
W teatrze to się można tak kulturalnie pośmiać np. z Florence Foster Jenkins, a tak prymitywnie w domowym zaciszu to można sobie „zapodać” siostry Godlewskie w necie. Jest zabawa. Odnoszę wrażenie, że postacie te mają ze sobą coś wspólnego w kwestii nierozwiązanych dylematów między kompetencjami a pragnieniami.
Sztuka zainspirowała mnie dobrym humorem. Weszła uszami i oczami, połechtała, pokurczyła radośnie twarz, ale dała też do myślenia, o sile marzeń, pasji, pragnieniach, tęsknotach, a nawet o kondycji ludzkiej. Aplauz zasłużony. Trzeba odnotować owację na stojąco po spektaklu.
„Śpiewać każdy może, Trochę lepiej, lub trochę gorzej, Ale nie oto chodzi, Jak co komu wychodzi.” – śpiewał Jerzy Stuhr. Ja się na muzyce nie znam. Szanuję i rozumiem – czego nie czuję. Klasyczna „Carmen” jest dla mnie nudna (a nawet irytująca), ale ta z Pensylwanii jest prawdziwsza i śmieszniejsza. Bosko. Amen.
Tekst: Damian Górecki, foto: Joanna Gałuszka
Twórcy
Autor – Peter Quilter
Przekład – Elżbieta Woźniak
Reżyseria – Paweł Szkotak
Scenografia – Damian Styrna
Kostiumy – Anna Chadaj
Animacje multimedialne – Damian Styrna, Eliasz Styrna
Choreografia – Iwona Runowska
Opracowanie muzyczne – Paweł Szkotak, Damian Styrna
Asystent choreografa – Mateusz Wojtasiński
Obsługa multimediów – Bartłomiej Kubica
Obsada
Florence Foster Jenkins – Beata Olga Kowalska
Cosme McMoon – Grzegorz Margas
St Clair – Tomasz Lorek
Dorothy – Marta Gzowska-Sawicka
Maria – Wiktoria Węgrzyn
Pani Verindag-Gedge – Maria Suprun
Tancerz – Mateusz Wojtasiński
Tancerz – Karol Pruciak
Tancerz – Sławomir Miska
Tancerz – Rafał Sawicki
Tancerka – Katarzyna Gocał
Tancerka – Flaunnette Mafa